Apr 242009
 


(==>audio< ==)I znow minal czas jakis. Minal a problemy o ktorych mowic trzeba, jak byly tak i sa nierozwiazane. Zaczynam podejrzewac, ze za tydzien tez beda i za trzy tygodnie tez beda. Moze jak przyjdzie lato to z powodu upalow bedzie lepiej, chociaz nie jestem pewna. No bo mijaja lata, jedno po drugim i nic sie nie zmienia. To znaczy i owszem jest jakby inaczej, czasem gorzej a problemy ... eh, szkoda gadac. Jednak gadac trzeba. Taka nasza natura, co czlowiek zobaczy to zaraz musi o tym opowiedziec, obgadac, nazwac. Imie nadac chce rzeczy - powiedzial poeta. Rozumiec nie musi, ale zaszufladkowac i na szufladce etykietka nalepic, koniecznie chce. Kiedy to co go boli nazwie - bolec nie przestanie ale jakby mniej doskwiera. Problem nie zniknie, jednak mniej straszyl bedzie. I ulga dla innych z takiego pustego gadania tez jest, przyjma gadanie za swoje, powtarzac beda. Tak, tak swieta racja, to jest wlasnie tak – powtorzy nie jeden. Gadam tak bo wiem. Z wlasnego doswiadczenia wiem. Inaczej mowiac nasz swiat wydumanych nazw i idei zastapil nam swiat realny, pelen tajemnic swiat niepoznawalny przehandlowalismy na znaki rzeczy samych. Latwiej jest przyjac czyjes zgrabne metafory niz najprostsze spotkanie z rzeczywistoscia. Ilez wygodniej zobaczyc gore w telewizorze niz wejsc na nia. Ilez bezpieczniej przezywac i sledzic z wypiekami na twarzy czyjes tarapaty niz pograzyc sie we wlasnych. A zycie mija. Lato za latem. I przyjdzie czas, ze gdyby wszystkich telewizorow i gazet zabraklo to zyc bysmy nie umieli.
No ale, ale, nie tylko lata leca ale godziny i minuty. To ja tez polece ze swoim monolgiem. Jak zwykle postaram sie pojsc na latwizne wybierajac najprostsza z drog ktora zaprowadzi mnie tam dokad zmierzam dojsc.
Tu znowu na marginesie uwaga. Nie uwierzycie Panstwo, ale nigdy nie jestem pewna dokad to ja zmierzam rozpoczynajac owo zmierzanie. To znaczy, ogolnie zdaje sobie sprawe z tego CO chce powiedziec. Jednak co powiedzialam dowiaduje sie dopiero na drugi dzien albo pozniej i z ust trzecich.
Ostatnio jedna pani upiera sie przy swojej wersji tego co ja mowie do tego stopnia, ze na nic zdaja sie moje zaprzeczania i tlumaczenia. Nie przyjmuje do wiadomosci co ja mowie, ze mowilam i upiera sie przy swoim. Za kazdym razem wmawia mi, ze to o niej mowilam i nalega zebym tego wiecej nie robila. Co bedzie kiedy ludzie domysla sie o czym ja mowie – mowi mi. Nastepnym razem chyba przyznam jej racje – tym bardziej, ze bedzie ja miala. Przeciez to o niej wlasnie mowilam. Powiem jej tez, ze gdybym nawet o niej zawsze mowila to nie ma powodu do zmartwien. Ludzie maja dosc wlasnych problemow i mimo uszu puszczaja wszystko co ich bezposrednio nie dotyczy. Owszem wysluchaja, czasem glowa pokiwaja z podziwem ale dalej pojda swoja droga. Chyba, ze jak ta pani wytlumacza sobie ze to o nich wlasnie chodzi. Ludzie nie sluchaja co sie do nich mowi – dopoki nie uwierza, ze sie o nich mowi. Albo jeszcze inny przyklad Pana, ktory … a zreszta… . Jeden grzyb w barszczu wystarczy. Co prawda Niemcy mowia „Einmal ist Keinmal” ale czegoz to Niemcy nie mowia? Lepiej nie zwracac w ogole na to uwagi bo jeszcze uwierzymy, ze te wojne i te obozy to mysmy innym i sobie samym zgotowali. Niektorzy juz uwierzyli i pierwsi bija sie w piersi az dudni niczym w studni. No prosze, jak sie przyloze to nawet po czestochowsku potrafie.
Mowiac zas o zawartosci felietonikow piatkowych, nie tylko po fakcie ale glownie przed nim -otrzymuje uwagi o ich tresci. Tych, ktore juz byly wy-mono-logowane i tych ktorych jeszcze nikt nie slyszal. Czasami uwagi sa przekazywane mi w formie kategorycznej: niech pani w koncu powie felietonik o tym co to bedzie z nasza gospodarka, albo niech sie pani wytlumaczy za Obame zamiast zwierzatka podsluchiwac, albo dlaczego dr Forys przegral wybory, albo dlaczego milczy pani o herbacianym party, albo co pani uwaza z tymi embrionami. Te ostatnia kwestie moge rozwiazac natychmiast i od reki. Odpowiadam: moja wiedza na temat embrionow jest w stadium embrionalnym, dlatego odsylam Pania do autorytetow. Jedyne co moge Pani poradzic to zeby Pani byla ostrozna z szukaniem autorytetu do podpierania sie nim. Trzeba wybrac taki autorytet ktory mowi to co sami myslimy. Prosze sie nie zrazac poczatkowymi niepowodzeniami w szukaniu. Zapewniam Pania, ze sie znajdzie taki, ktory mysli dokladnie tak samo jak Pani. Wsrod autorytatywnych wypowiedzi autorytetow mozna znalezc wszystkie poglady jakie tylko mozna miec.
Jesli zas chodzi o pozostale proponowane mi tematy to nawet mialam zamiar usiasc i je doglebnie przemyslec. Jednak okazalo sie, ze znowu zabraklo mi czasu. To znaczy zabraklo mi czasu na myslenie, bo czas zeby usiasc to ja zawsze potrafie odnalezc. Usiadlam i zanim zdazylam pomyslec okazalo sie, ze nie ma potrzeby aby dlugo myslec. Jedyne co pomyslam to „co za ulga! „. Znacie Panstwo to przyjemne uczucie kiedy sie okazuje, ze cos sie samo rozwiazalo i nie trzeba sobie tym zawracac glowy, ani myslec, ani decydowac. Nic tak nie doskwiera jak koniecznosc myslenia na konkretny temat. Wolimy usiasc – w dowolnej pozycji – nawet lezacej i pozwolic niech sie samo mysli. Byle o czym. Niektorzy wola o niebieskich migdalach, inni o rzeczach ktorych nigdy nie beda mieli choc bardzo by chcieli. Jeszcze inni pozwalaja myslom blakac sie po czasach kiedy to byli piekni i mlodzi a swiat chociaz komunistyczny to jednak mial swoje uroki. Uroki, ktorych kapitalizm w zaden sposob nam nie dostarczy, przedewszystkim nie odda nam mlodosci, zdrowia i wiary w to ze jak dorosniemy to my im wszystkim pokazemy.
No tak, znowu sie pogubilam na marginesach marginesow, a chcialam tylko powiedziec, ze bez zbytniego wysilku znalazlam pomysl na dzisiejszy felieton. Wymyslilam, ze zamiast wlasnych pogladow przedstawie Panstwu co na ten temat mysla inni. Zupelnie inni. Tacy z ktorych zdaniem nikt sie dotad nie liczyl. Postanowilam, ze poslucham opinii maluczkich. Nieraz bardzo maluczkich, ledwo od ziemi odroslych ociupinek. Zajaczkow, rakunow, kobylanow galeziastych. Chrzaszczy i chrabaszczy tez wyslucham i nie pomine zadnej byliny pospolitej czy innego badziewia ktorego mi sie w ogrodku namnozylo od metra i troche. Ale zaczne od poczatku, bo juz widze te ironiczne, sceptyczne i oburzone znaki zapytania lecace w moja strone. Zadnych zartow nie osmielam sie stroic z powaznych spraw. Ani mi przez mysl to nie przeszlo. Na dowod czego wytlumacze pokrotce jak to jest mozliwe, ze byle szaraczek, wszystkie sidem wiewiorek, a nawet najbardziej utapirowany tapir, wraz ze swoim mrukliwie potakujacym pietaszkiem, cos na tematy nas gnebiace i nas draznice mogly nie tylko wiedziec ale i powiedziec.
Ano powiedzialy a ja zrozumialam. I wszystko da sie objasnic. Jest wytlumaczenie, ktore kazdego zadowoli i mnie z ambarasu wywiedzie.
Otoz opowiadalam juz Panstwu jak to zmyslnie pozakladalismy podsluch w calym ogrodku. Na ziemi, na drzewach a nawet pod dekiem. Tak, tak, pod dekiem rowniez – a powinnismy przedewszystkim – gdyz tam kwitnie najbujniej zycie towarzyskie i intymne. Nie tylko, jak mozna by bylo pochopnie przypuszczac, kwitnie ono w porze nocnej, ale rowniez kiedy pada deszcz lub sciska mroz.
Powodow dla ktorych przedsiewzielismy taka wszechstronna inwigilacje bylo wiele. Wsrod nich prym wiodla chec, zeby wiedziec co w ogrodku piszczy. Przeciez kazdy chce wiedziec co sie wkolo niego dzieje. To ze malo kto wie, to glownie dlatego iz co drugi tak zajety jest soba, ze ignoruje wszystko inne. Ale to juz zupelnie inna sprawa i inny margines. Wracamy wiec do ogrodka. Nie owijajac niczego w bawelne powiem raz jeszcze, ze zalozylismy tam podsluch. Zalozylismy i co sie okazalo? To co sie musialo okazac. Kazdy mechanik mogl przewidziec. Mechanik kwantowy uprzedzalby, ze kazda obserwacja zakloca zywot obserwowanego, zas mechanik samochodowy a tym bardziej mechanik-elektryk bardziej dosadnie powie, iz kazdy kabel ma dwa konce. Tu znowu nalezaloby otworzyc chocby malutki margines i na nim zauwazyc, ze oba te spostrzezenia znane byly kazdemu tajnemu wspolpracownikowi i pozostalym wlascicielom tak ostatnio modnych teczek. Krotko mowiac sa to prawdy powszechnie znane. Czyz nie? Uderzmy sie w piersi, kto z nas nie donosil albo nie byl przedmiotem donosow? No kto? Poniewaz margines mial byc waziutki, wiec szybciutko zamykamy nawias i powracamy do kabelkow z ktorych kazdy ma dwa konce. Zmyslne zwierzatka tez sie z tym faktem zapoznaly i natychmiast spotrafily go wykorzystac dla swoich celow. Fauna ogrodowa, przy biernym aczkolwiek nie dokonca takim udziale mniej mobilnych mieszkancow bekjardy szybko wpadla na pomysl, zeby nitke laczaca nas z nimi wykorzystac do urozmaicenia sobie monotonii dlugich nocy i dni. Dni i nocy skladajacych sie glownie z czekania na kolejny posilek blakajacy sie nieuwaznie w zaroslach. O zgrozo – mozna by i trzeba zakrzyknac – zwierzatka przestaly rozwijac wlasne zycie towarzyskie, spoleczne i jakie-tam-kolwiek jeszcze mialy, a ktorego spodziewalam sie zostac pilnym obserwatorem. Przestaly i zaczely pilnie nasluchiwac co w kablu nas z nimi laczacym piszczy.
Inaczej mowiac jeszcze z wieksza uwaga niz ja ich, one moj swiat zaczely obserwac i komentowac. Nie tylko wszystkie moje rozmowy telefoniczne, poczte elektroniczna ale i na wlasna lape internet przebiegac wzdluz i wszerz sie naumialy. Podejrzewam, ze moja klasyczna poczta dostarczana przez tradycyjnego doreczyciela jest rowniez przegladana. Jak dokonac tego ostatniego im sie udalo, nigdy nie pojme. I nawet juz nie probuje. Skoro nawet nierozumiem w jaki sposob trafiaja ich rozmowy a nawet mysli na twardy dysk mojego laptopa, to co sobie bede zawracala glowe takimi blahostkami. Zreszta coraz mniej tych tradycyjnych przesylek otrzymuje wiec niech im tam. Moze zaczne sie martwic kiedy … a zreszta nie bede konczyc, licho nie spi. Moze zamiast spac nasluchuje i czeka na dalsze pomysly. No wiec ogranicze sie tylko do stwierdzenia, ze sytuacja taka jest jaka jest, a jak do niej doszlo tego nie bede roztrzasac. Nie bede tez odgadywac krokow posrednich, ktore do sytuacji ktora jest doprowadzily. Tak oto znalazlam sie w polozeniu w ktorym swiat swoj oczami swiadkow postronnych udalo mi sie zobaczyc i o tym co swiadkowie owi zobaczyli wiernie opowiedziec zamierzam, nie biorac odpowidzialnosci za slowa wypowiedziane. Jeszcze by tego brakowalo zebym musiala tlumaczyc sie z tego co zwierzyna bezmyslna czy nawet bylina pospolita wygaduje. Tak obiecywalam rowniez ostatnim razem. Dlatego powroce na chwile do goracych dni towarzyszacych mojemu ostatniemu monologowi.
Pamietacie Panstwo afere rozbudzona wydarzeniami w ogrodku ktore nastapily po wiekopomnym odkryciu marszalkowym, ze w Chicago malpy sie panosza? Kazdy pamieta. Przeciez byly artykuly w gazetach i innych publikatorach. Artykuly, wyjasnienia, kontr-wyjasnienia. Nawet szczurka pryszczatego ktos sprzed lat na swiatlo dzienne wygrzebal i o zdanie poprosil. Prawdziwa komedia z elementami tragicznymi. I konca nie widac. Dlatego z ulga donosze, ze sytuacja w moim ogrodku ustabilizowala sie w pospiechu i dzis malo ktory z zajecy pamieta, ze za malpe siebie niedawno mial i do trzeciego pokolenia wstecz siegal, zeby odnalezc pierwsza malpe w rodzinie. Oznaki stabilizacji nastapily tuz po tym jak autor wiekopomnej teorii o powszechnym zmalpieniu w Chicago zlozyl dodatkowe zeznania.
Wynikalo z nich, ze zjawisko nie jest tak powszechne i tak powazne jak twierdzily pierwsze doniesienia prasowe. Malpolog sejmowy wyjasnil, ze chociaz wszyscy od malp pochodza to jednak nie wszyscy nimi sa, i ze epidemia zmalpienia nie wykracza poza Chicago. A nasz ogrodek miesci sie w Naperville, wiec co nas w koncu obchodzi gadanie marszalka. Tak zawyrokowaly swoim zwyczajem zwierzatka. Natychmiast po tym goracy temat ulegl gwaltownemu oziebieniu, zainteresowanie oklaplo i zeszlo na plan dalszy. Potem jeszcze dalej. W miedzyczasie – bo minelo juz troche czasu od tamtego czasu – bylo jeszcze wiele ekscytujacych ekscesow, ale z koncem zimy pamiec o nich poszla w niepamiec i wlasciwie nie ma o czym gadac. Bo taka nature od Boga juz mamy, ze w tylna czesc ciala bierzemy i nic nie gadamy – powiedzial ludowy poeta. Co prawda powiedzial on bardziej dosadnie i chodzilo mu glownie o Austerlitz, ale moral pozostaje ciagle aktualny. Nie gadamy, nie piszemy, nie dzwonimy – niech sie nawet swiat zawali. Jesli odpowiedz na pytanie ‘pani, co ja z tego bede miec?’ nie da sie przeliczyc na konkretna gotowke to owszem, pokibicujemy troszeczke, nawet podyskutujemy i szybko powrocimy przed telewizor. Tam jest zycie nasze.
A mnie co pozostaje? W takich momentach przelatuje mi idiotyczna mysl przez glowe, ze moze Chaney mial racje? Moze bez tortur ludzi nie da sie do niczego zmusic? Moge ja i mala grupa osob tlumaczyc, prosic, zakladac strony internetowe z gotowymi pomyslami a reakcja bedzie prawie zadna.
Co my z tego miec bedziemy – pytanie jak kloda wali nam sie pod nogi. Kto to pierwszy zauwazyl, ze dla Polakow mozna wiele zrobic ale z nimi nic? Nie pamietam, ale cytowal te smutna refleksje sam Pilsudzki, wiec cos w tym musi byc. I dziwic sie potem zwierzatkom na bekjardzie, ze tapir wytapirowany, ze szczurek pryszczaty, ze kabelki … .
Smutne to ale nie dokonca. Bo wreszcie wiosna na dobre przyszla. Nie tylko do ogrodka mojego. Kiedy za plot glowe wychyle to widze, ze u sasiadow rowniez i jeszcze dalej tez. Jutro lub pojutrze wybiore sie na prerie, do lasu, nad rzeke. Moze tam tez juz wiosna. Kto wie?
Panstwu rowniez polecam dlugie spacery na lonie natury. Nigdzie tyle swiezych mysli do glowy nie przyjdzie , a napewno juz nie przy czytaniu gazet czy ogladaniu – przepraszam za wyrazenie – telewizora. A jak juz wszystko od nowa przemyslimy, priorytety ustalimy tak jak trzeba, to moze jednak okaze sie ze to moje bez skladu i ladu dzisiejsze gadanie nie pojdzie na marne.
I tym optymistycznym akcentem zegnam sie z Panstwem do niedzieli.
Dobranoc Panstwu.

 Posted by at 5:50 pm