(==>audio< ==) I znow minal czas jakis, a dokladnie minal tydzien. A ja co? Czyzbym nie mogla znalezc sobie nic lepszego do roboty niz ten monolog wyglaszac? Ano moglam.Jednak z mozliwosci tej nie skorzystalam a zamiast tego autoterapie w formie chwilowego zapomnienia o ponurej rzeczywistosci sobie zaaplikuje. Po chwili refleksji musze dokonac korekty: ta rzeczywistosc nie jest ponura, co najwyzej troche dziwna. No prosze, juz sa pierwsze pozytywne efekty terapii, a jeszcze chwile temu dala bym sobie reke uszkodzic, ze otacza mnie ponura rzeczywistosc. Odrobina wysilku i juz udalo mi sie odrzucic najbardziej szkodliwy ze wszystkich wariantow i przyjac do wiadomosci, ze nic nie jest takie jakim sie ono na pierwszy rzut oka wydaje. Rzeczywistosc nie jest ponura chociazby wszystko wskazywalo na to, ze taka jest. Oto kilka przykladow pokazujacych, iz mimo ze moglabym upierac sie przy swojej pierwotnej diagnozie to jednak po zastanowieniu sie widze, ze tak byc wcale nie musi byc . Oto przyklady:
Moj srodowy program radiowy ulegl zakloceniu w chwili kiedy rozmowa zeszla na ministra sprawiedliwosci i jego perypetie. Przyklad drugi, dzialacz polonijny znany powszechnie z dzialalnosci na pograniczu biznesu, sztuki i patriotyzmu z braku lepszego obiektu wybral sobie mnie na ofiare swojej bezprzytomnej agresji werbalnej i rozsyla zawiadomienia swiadczace o mojej wrazej roli krzyzujacej jego dzialalnosc. Malo tego, zapowiada eskalacje i grozi, ze bedzie rozsylal powyzsze okolniki w formie audio-wizualnego dokumentu. Przyklad nastepny: jakies zwierzeta zamieszkaly u mnie na strychu i halasuja tak uciazliwie i glosno, ze mysli zebrac nie sposob. Przyklady moglabym mnozyc. A kazdy nastepny bardziej ponury niz poprzedni i wiecej emocji budzi. Zanim wiec palne jakies powazne glupstwo, przestane wyliczac . To co dotychczas powiedzialam powinno wystarczyc.
W zaoszczedzonym zas czasie postaram sie wytlumaczyc, na dotychczasowych przykladach, jak mozna i nalezy na wszystko spojrzec, zeby ponura rzeczywistosc usmiechnela sie niczym imbecyl, czyli bez powodu. I zeby przestala nas nekac. No bo wezmy te zaklocenia w programie. To prawda, poczawszy od polowy drugiej godziny audycji we srode rozdzwonily sie telefony, zaburczaly faksy a komputer jakby dostal czkawki i przez dlugie godziny powtarzal uparcie i raz za razem ‘you got a mail’. A wszystko przez to, ze slyszalnosc programu gwaltownie spadla. Poniewczasie prawda wyszla na jaw i okazala sie tak prosta i oczywista, ze nikt juz nie powinien zywic niestosownych podejrzen. Slyszalnosc programu spadla z powodu wody na dachu stacji nadawczej. Woda akumulowala sie sie od godziny 5-tej, gdyz wczesniej slyszalnosc byla dobra. Po godzinie 7-mej woda splynela – tak sie domyslam, gdyz program nastepujacy po moim powrocil do poprzedniej slyszalnosci. No i prosze, wszystko sie wyjasnilo. Na pewno z czasem znajdziemy rownie trywialne przyczyny kryjace sie za faktem, ze przez internet od wielu miesiecy moj program spada co chwila podczas gdy przed i po – programy sa krystalicznie czysto slyszalne. Na marginesie dodam, ze wsrod Polonusow slowo ‘krystaliczny’ robi istna furore w ostatnich dniach. Podobnie jest ze slowem “malpiarnia’. O tym jednak potem, teraz tylko dla najbardziej niecierpliwych dodam, ze malpiarnia to my, Polonusi z Chicago a krystaliczny, wlasciwie krystalicznie czysty to on, Andrzej Czuma – byly mieszkaniec malpiarni.
A teraz wracam do zbawiennych skutkow podjetej terapii. Tak samo latwo jak z woda na dachu radiostacji, przy odrobinie dobrej woli ponura dzialanosc wspomnianego wyzej artysty-weterana okaze sie nie taka znowuz ponura ani wredna. Bardziej tragikomiczna, zeby juz nie powiedziec groteskowa. Nie znane sa mi szczegoly – jak zreszta chyba nikomu – kryjace sie za sprzedaza budynku SWAP. Jedyne co wiadomo to fakt, ze budynek przestal byc wlasnoscia organizacji polonijnej. Stalo sie to za pomoca transakcji opiewajacej na nizsza cene niz wartosc budynku.
Teraz dowiedzialam sie, wraz z wieloma innymi ktorzy otrzymali pismo od pana Zygmunta, ze wsrod glownych odpowiedzialnych za taki przebieg transakcji jestem ja bo moglam a nie pozwolilam o sprawie mowic na antenie Otwartego Mikrofonu. To znaczy mowic jemu panu Henrykowi, bo inni mowili ale to nie bylo istotne gdyz pan Zygmunt mial wiele wiecej do powiedzenia czego dowodem byly setki stron ktory pochlonely dwa kartridge atramentu w moim faksie i powiedzialy mi glownie o tym, ze pan Henryk jest w kursie szczegolow dotyczacych zycia prywatnego swoich adwersarzy a zwlaszcza o tym, ze zaznajomiony jest z zawartoscia szafy kazdego z nich. Przepraszam, ze ja mowie tak na przemian raz pan Henryk, raz pan Zygmunt ale to stad, ze nie chcialabym sie zbytnio spoufalac a przez ta cale zmieszanie ostatnich dni stracilam juz orientacje czy pan Zygmunt ma na imie Henryk czy tez na odwrot, pan Henryk ma na pierwsze Zygmunt. Ludzie takie rzeczy wygaduja, ze zupelnie sie pogubilam w tym co jest czym. Uzywajac na przemian kazdego z imion spoufalam sie tylko raz na jakis czas a dokladniej co drugi raz. Jak juz wspomnialam, przemianowalam te nieprzyjemna sytuacje z ponurej i tragicznej na tragikomiczna i groteskowa. Od razu poczulam sie lepiej. Jak z tego widac, czasem nie trzeba wdawac sie zbytnio w szczegoly, czy szukac innego spojrzenia lub wytlumaczenia a tylko nazwac rzecz inaczej i po klopocie. Najwazniejsze jest, tu zacytuje nie wiem juz kogo ‘wlasciwie imie rzeczy dac … ‘ koniec niepelnego cytatu. Podobnie niewinnie wyjasnila sie sytuacja halasu na moich strychu. Od samego rana i to juz drugi dzien z rzedu zachodzilam w glowe czy dach mi sie wali na glowe i co za zwierze tak uparcie drazy w nim dziure az w koncu nie wytrzymalam i wyszlam na zewnatrz zeby dokonac wizji lokalnej. Z ulga stwierdzilam, ze to nie zwierzeta a ludzie i nie na strychu a na dachu i nie frywolnie halasuja tylko pracuja. Sprawa wyjasnila sie do konca kiedy wlasciciel bizinesu rufiarskiego zadzwonil do mnie z zapytaniem jak postepuje zmiana dachu ktora zamowilam byla miesiac temu. Zamowilam, i jak to ja, zupelnie zapomnialam. Odetcnelam z ulga i nawet odwazylam sie nie baczac na harmider zapomniec o calej sprawie.
Powodowana ulga ktora na mnie spadla postanowilam, ze od dzis zadna ponura wiadomosc nie zmaci mi wrodzonej radosci zycia bo przeciez przekonalam sie po trzykroc, ze wszystko co ponure, wredne i obrzydliwe da sie niewinnie wytlumaczyc a nawet wywolac usmiech. Wystarczy odrobina autoterapii. Przez cale polgodziny pograzona bylam w tym blogim nastroju i nawet najgorsze wiadomosci agencyjne nie byly w stanie mnie zniechecic do zycia. Niestety potem zadzownil jeden z moich etatowych donosicieli i w ramach codziennego raportowania poinformowal mnie, ze na jednym z tzw. polonijnych portali po wpisaniu hasla ‘sliwa’ wychodzi, ze niejaki Wisniewski Dariusz w dalszym ciagu mi ubliza, chociaz bylam przekonana ze zaprzestal tego przed laty. Dla tych co nie pamietaja przypominam, ze osobnik ow byl niegdys znany w kregach samowyzwolenia Polonii od zewnatrz a nawet wystepowal w jakichs egzotycznych programach radiowych i pisal w gazetach. Wszedzie gdzie sie pojawil od razu toczyl niczym rak walke z ksenofobia, zacofaniem i zabobonem. Mowiac krotko, cytujac Niesiolowskiego mozna by orzec, ze walczyl z malpami w malpiarnii. Oczywiscie sam byl krysztalowy i innych krysztalicznych nie tykal. Bo i po co. Roznie efekty tej walki mozna by okreslic. Z cala pewnoscia nie mozna ich nazwac zwycieskimi. Mimo publicznie skladanych donosow, zalamywania rak na temat tego co to sie wygaduje w niektorych programach polonijnych i wypisuje w gazetach, mimo przestrzegania calej Polonii co to ja sptka za to, ze pozwala izby takie czarne owce rozmawialy bezceremonialnie na tematy o ktorych on, Wisniewski Dariusz i jego alter ego, pseudonim Wojtek – jesli juz mowia, to zgodnie najnowszymi kanonami poprawnosci politycznej. To znaczy na drzaco ugietych kolanach i z oczami ze czcia polprzymknietymi . Kolana drzace, bo tylko tak wolno o panu swoim – a oczy polprzymkniete, zeby ukradkiem sledzic czy nowy okolnik na temat bicia czolem nie nadszedl i zeby sledzic czy kazdy widzi i zapamietowywuje aby w razie potrzeby zaswiadczyc, ze on byl zawsze wierny, poddany i tepil oraz pietnowal jesli zachodzila potrzeba.
Otoz jak doniosl mi moj donosiciel, mimo ze Wisniewski Dariusz zszedl ze sceny publicznej to dalej nie moze sie z tym pogodzic i dalej zawodzi swoja mantre czepiajac sie mozliwosci jaka daje internet nawet najwiekszemu grafomanowi. Nie to zebym sie przejmowala tym czczym gadaniem pod swoim adresem, czy tez pogrozkami jakie podpierajac sie Rahmem niby starszym bratem – wysuwa pod moim adresem. Nawet nie to, ze tak dlugo po smierci prezesa Edwarda Moskala w dalszym ciagu szarga jego pamiec, przypisuje mu coraz to nowe grzechy i obarcza wina za wszystko co go w zyciu zlego spotkalo.
Jest to w koncu powszechnie uznawany w niektorych kregach sposob dyskutowania: chowanie sie za czyjes plecy i pod sztandar postepowej ludzkosci. Nie bede oceniac walorow moralnych takiej dyskusji bo w koncu wolnosc slowa nie takie wybryki gwarantuje. Wolnosc slowa ma swoje zle strony i trzeba sie z nimi pogodzic aby tej wolnosci nie stracic. Jedyne co w tej sprawie mierzi mnie niepomiernie to fakt, ze w dalsym ciagu, po setkach lat od kiedy polowanie na czarownice zostalo ostatecznie w calym cywilizowanym swiecie potraktowane jak na to zasluguje, to u nas na Polonii ten proceder jest odgrzebywany. Odgrzebuje go Wisniewski z kolegami i panem Wojtkiem oraz weszy gdzie lezy jakas czarownica pogrzebana. Co powiedziala i o czym. Wszystko po to by strozom prawdy jedynej potem doniesc. Tak jak w wiekach srednich, lata opetany zadza wytepienia zla i publicznie nazywa po imieniu i rece zalamuje w bolu bezsilnym, ze ci co moga na stos mnie nie zawloka i nie spala razem z moimi wrednymi slowami jego godnosc poniewierajacymi. Bidula nie zauwazyl, ze swiat poszedl w zupelnym innym kierunku i wystawiajac na wstyd spolecznosc ktora go wydala co i raz modly o pomste do swojego nieba zanosi. Domyslam sie, ze gdzie indziej tez sa takie enklawy rewizjonistow postepu historycznego o ktorych ani slychu bo kazda spolecznosc wstydliwie pod dywan takie przypadki upycha. My tez zaprzestaniemy roztrzasac ten nieprzyjemny casus coby kto obcy nie uslyszal i cieszyl sie, ze nowy rodzaj malpy w malpiarni wynalazl. Zanim powiem a kysz, a kysz i temat ten porzuce tyz, wspomne o innym, jakze innym lecz podobnie wstyd nam przynoszacym procederze. Stalo sie o tym glosno w ostatnich dniach z waznych przyczyn natury polityczno-obyczajowych. Otoz przypomniano nam, ze sa wsrod nas ludzie ktorzy w dalszym ciagu uwazaja nieoddawanie dlugow zaciagnietych za normalna praktyke biznesowa. Ba, sa tacy co sie tym chlubia i chelpia jakby odkryli nowy trik finansowy, sposob na obnizenie kosztow wlasnych prowadzenia buzinesu a nawet sposob na zycie. Na szczescie, chociaz glosne, sa to pojedyncze przypadki, a znakomita wiekszosc biznesow polonijnych w dalszym ciagu uznaje ucziwosc za podstawe wszelkich praktyk biznesowych. Nawet nie mowie o takiej uczciwosci ktora nakazuje dekalog – w koncu nie kazdy biznesman jest chrzescijaninem. Mowie o uczciwosci jako wartosci przeliczalnej na dolary. O uczciwosci, ktorej brak jest gwarantem wczesniejszej niz pozniejszej kleski w dowolnej inicjatywie gospodarczej. Chyba kazdy – poza kilkoma draniami, ktorzy jak dziegiec w beczce miodu psuja opinie nam wszystkim – wie na czym to polega i wie ile okazji do zarobienia marnuje oszust o ktorym kraza pogloski, ze nie oddaje dlugow. Tylko ja wiem ile stracil ten czy ow biznesmen ktory oglaszal sie w moim programie a potem zmadrzal i postanowil za wykonana usluge nie zaplacic. Nie zebym zaraz gdzies publicznie o takim mowila, nawet by mi na mysl nie przyszlo narazac sie na frywolne procesy. Wystarczy, ze kiedy ktos mnie o rekomandacje zapyta to ja uczciwie i zgodnie z prawda wypowiem swoje zdanie. Kazdy tak robi kto zostal oszukany. Niektorzy posuwaja sie dalej i aktywnie robia wszystka co moga, zeby nieuczciwemu popsuc opinie. I to wszystko przez glupich kilkaset, no niech bedzie kilka tysiecy dolarow. I potem sie dziwi jeden z drugim hochsztapler, ze mimo uplywu lat do niczego nie dochodzi. Ba, swoje kleski na tym polu poczytuje sobie za honor. Wiatr mu ciagle w oczy wial – mowi i nie moze zrozumiec, ze ten wiatr on sam posial i jesli nie juz, to burze bedzie zbieral zeby niewiem ile biznesow nie zakladal i ilu ludzi po drodze nie oszukal przysiegajac uczciwosc i dobra wole. Uczciwosci nie mozna zadeklarowac, trzeba ja praktykowac na codzien. Nie wazne czy jest sie politykiem czy biznesmanem . Mozna sie domyslac co lezy u podstaw filozofii zyciowej w niektorych takich przypadkach. Mozna to nazwac kompleksem Raskolnikowa – pamietacie panstwo co pisal Dostojewski w Zbrodni i Karze?
Przekonanie o tym, ze jest sie ponad ogolnie przyjeta moralnosc, ktora ma byc dla maluczkich, dla tych ktorzy nie maja w zyciu wielkich zadan do wykonania. Tych jako nawoz historii nalezy pociagac do kazdej odpowiedzialnosci, rozliczac ze wszystkiego, zas pomazancom bozym odpuszczac nalezy – jako i oni sobie odpuszczaja – wszystko. Od mandatu za jazde po pijanemu, poprzez niehonorowanie podjetych zobowiazan, az do czegokolwiek by takiemu nie przyszlo na do glowy. On ma wazniejsze sprawy z ktorych bedzie rozliczac go historia a wszelkie pytania o szczegoly to rzucanie olbrzymowi klod pod nogi przez sfustrowane, msciwe karzelki. E tam zaraz karzelki, przez zwyczajne malpy z chicagowskiej malpiarni. Czy jakos tak mowi Niesiolowski Stefan. Smiac sie czy plakac? Nie wiem. W kazdym razie czekac konca tej obrzydliwej historii z niecierpliwoscia bedziemy. A potem czesto przypominac gdyby ktos jeszcze raz z nami chcial te numery. Wlasciwie nie mam nic przeciwko Andrzejowi Czumie. Wydaje mi sie ze jest postacia – jak mowil poeta – na wskros tragiczna. Z dobrego domu na patriote wyrosl. Tak mowia i nie ma podstaw, zeby im nie wierzyc. I chwali mu sie to. Jednak potem trudne koleje losu postawily mu zadania ktorym nie zawsze byl w stanie sprostac w zgodzie z powszechnie przyjetymi normami. Zdaza sie. Zycie nikogo nie rozpieszcza. Nie z kazdej proby wychodzimy zwyciesko. Jesli z przegranej wyciagniemy wlasciwa lekcje to tylko w sile rosniemy i nastepnym razem juz moze sie udac. Panu Czumie w biznesach nie wyszlo. Nie wiele sie nauczyl – tak mowia ci co znali go blizej. Dzieki zaslugom z mlodosci i przyjaciolom z tamtych lat udalo mu sie powrocic do swiata polityki, potem jeszcze wiekszej polityki. I wszystko byloby dobrze. Wydawalo sie, ze nawet dluznicy przestana sie domagac swoich dlugow a zawistni tez w koncu sie ucisza. Jednak w ostatnich kilku dniach pan Andrzej Czuma popelnil najwieksze bledy w swoim zyciu. Zamiast po mesku zmierzyc sie z zarzutami, zaczal dorabiac filozowie Raskolnikowa do swoich bledow. Dal nam wszystkim do zrozumienia, ze to nie byly bledy, to byly jego przeknania o swoim wlasnym statusie ktory ponad prawo i ponad przyzwoitosc go postawil. On nie musi podporzadkowac sie nakazowi sedziego w sprawie przybycia do sadu. On nie musi zwracac dlugow bo tak sie prowadzi biznes jesli chce sie odniesc sukces.
Owszem ludzie popadaja w tarapaty, nie moga sprostac zaciagnietym zobowiazaniom, zwrocic dlugow na czas. Ale dorabiac do tego filozofie? Nawet nie przeprosic? To przypomina zly scenariusz do glupiego filmu. Historia nawet ostatnich miesiecy pokazuje, ze ludzie wiele potrafia wybaczyc – nawet nieplacenia podatkow czlowiekowi ktory ma stanac na czele instytucji ktora bedzie nadzorowac ich placenie przez innych. Wystarczylo, zeby delikwent zdawkowo przeprosil, zaslonil sie roztargnieniem no i w koncu przyznal, ze to byl blad. Ale nigdy by mu nie wybaczyli gdyby zaczal dowodzic, ze jemu wolno, ze kazdy oszukuje itd. Nikt z nas nie musi zyc jak wzorzec cnot wszelkich – wystarczy, zeby sie staral. I zeby z braku cnoty nie robil cnoty, niecnota.
Rozgadalam sie wiecej na ten temat niz warto ale to dlatego, ze ludzie pytaja mnie co ja mysle o panu Andrzeju Czumie. Moge na koniec jeszcze raz powtorzyc, ze jest on wedlug mnie postacia na wskros tragiczna ktora nie potrafila uciec swojemu fatum. O ile znam zycie bedzie musial zakonczyc swoja tak dobrze zapowiadajaca sie kariere polityczna. Jego koledzy mieli nadzieje, ze jest czlowiekiem spoza ukladow, nie umoczonym jak oni w te wszystkie dotychczasowe przepychanki polskiej sceny politycznej. Nikt nie pomyslal, ze kazdy mial jakies uklady, jak nie tam w Warszawie to tutaj, w malpiarni – jak oni to ladnie mowia. Jesli nie zadba sie o te uklady to one zadbaja o tych co o nich zapomnieli.
No tak czas leci a mnie juz wiele go nie pozostalo do konca audycji. Nie zdaze zajac sie wlasciwym tematem o ktorym zamierzalam. A chcialam dzisiaj zgodnie z obietnica zajac sie moim ogrodkiem. Jego flora, fauna i wszystkim innym co tam wyroslo lub przynajmniej moglo wyrosnac. Chcialam o tym mowic rowniez z powodu wielu emaili w ktorych sluchacze domagali sie dalszego ciagu opowiesci o lustrowanej chudobie.
Dlatego o tym tez powiem pokrotce. Sytuacja zewnetrzna pogmatwala rowniez to co dzieje sie w czterech oplotkach za moim domem.
Zycie wyprzedzilo tam fantazje, naruszylo nawet to co bylo juz na tyle stabilne, ze mozna bylo o nim mowic i postawilo mnie w kropce.
Najpierw pojawily sie pewne trudnosci obiektywne, niezalezne od wydarzen politycznych. Dokladniej mowiac, zawsze wiedzialam ze mam w ogrodku cale multum rozmaitych stworzonek boskich i takich ktore az sie prosi, zeby komu innemu przypisac. Wiedzialam, ze zyja tam i rozmnazaja sie zajaczkii, szopy, skunksy i niewinna ptaszyna a tu raptem okazuje sie, ze nie tylko. Malpy rowniez tu sa. To znaczy o jednej rudej malpie wiedzialam od lat, z uslug jej nie raz korzystalam piszac bajeczki przed laty. Ale to dawne czasy. Wydawalo mi sie, ze to sie nie wroci, a tu prosze – wrocilo. Myslalam, ze ja sobie takie lokalne bajeczki opowiadalam a tymczasem nie tylko. Wielki swiat nam sie przygladal, podgladal, podsluchiwal. Raz nawet Urban zabral glos. Ale ze Niesiolowski sluchal moich bajan nikt mi nie doniosl. Co prawda niewiele zrozumial – tam bylo wiele innych zwiarzatek i tylko jedna malpa. A on zaraz, ze malpiarnia. A przeciez pan minister przylapany teraz in flagranti tez tam byl. Co prawda incognito, ale kazdy rozpoznawal. A Niesiolowski nie rozpoznal.
Trudno to pojac, dlatego wracam do ogrodka. Jak mowilam, wydarzenia ostatniego tygodnia wstrzasnely tym co tam zyje i rozmnaza sie. Wstrzasnely i podzielily. Jedna czesc fauny a nawet flory zaczela nachalnie powtarzac: wszyscy jestesmy malpami, niech zyja malpy oraz precz z malpozercami w rzadzie. Inne na odwrot, zarzekaja sie ze nigdy malpami nie byly, malpy sa im obce i obmierzle i zarzekaja sie, ze zawsze kiedy spotykaly malpe to przechodzily na druga strone ulicy, drogi czy czegokolwiektam czym udawaly sie gdzie sie byly udawaly. Dochodzi rowniez do sytuacji ekstremalnie-absurdalnych. Oto widzial ktos szopa niosacego transparent z napisem: ‘tylko malpy chodza do teatru’. I nie wiadomo czy byl za czy przeciw. Ja jednak nabralam przekonania, ze to o tych transparentach mowil Niesiolowski. Tylko skad tak szybko sie dowiedzial?
Caly ten harmider skofundowal mnie bardziej niz tego moglam sie spodziewac kiedy zabralam sie do opisu wydarzen w moim ogrodku i klasyfikacji jego mieszkancow. Dawniej, kiedy zylam jeszcze w stanie blogiej naiwnoscii i nie powzielam jeszcze byla zadnych podejrzen co do podwojnej natury tego bytostanu, wtedy wszystko bylo jasne i proste. Wiedzialam i kazdemu powtarzalam, ze w ogrodku moim rosna kwiatki, warzywa, chwasty a po stronie bardziej mobilnej wymienialam zajace, wiewiorki, skunksy, szopy i te drugie bedace skrzyzowaniem zajaca ze szczurem. Mowilam tez o chrzaszczach i chrabaszczach. Czasem zartobliwie dodawalam, ze mam rowniez muminki, paszczaki i cala reszte z ich Doliny. To dodawalam glownie na uzytek rodziny Skandynawow ktora nie dawno zamieszkala w okolicy.
Dopiero kiedy zaczelam systematycznie badac kto jest kim, podgladac ich zwyczaje i perypetie nimi miotajace, musialam przyznac ze sytuacja jest bardziej nie taka niz bym chciala przyznac ze jest. Okazalo sie, ze poza tymi wszystkimi okazami ktore juz wymienilam, okazami ktore dokladnie znane sa i opisane w podrecznikach lub w legendach ludowych – oprocz tego – musialam przyznac – iz sa tam okazy niemieszczace sie nawet na stronach encyklopedii czy innej literatury spisanej. No bo gdzie Panstwo znajdziecie taka blekotke, ciagatke czy belkotnika pospolitego. Sa tam: szympiatek, pokatnik, raskolnik, swierzbiad pospolity, tapir tapirowany. Albo taki … a zreszta zastawie na dzisiaj ta wyliczanke. I tak nikt nie spamieta. Teraz kazdemu na glowie wielka polityka, wybory do Kongresu, zeznania podatkowe. Dodam tylko, ze dramatyczne wydarzenia ostatniego tygodnia wstrzasnely swiadomoscia ogrodkowa wywrocily ja na nice i spowodawaly takie wice, ze juz nic nie da sie nazwac po imieniu. Naraz kazde zwierze i roslina nie tylko tym co bylo, ale rowniez malpa lub antymalpa kaze sie okreslac. I jak ja mam sobie z tym wszystkim poradzic? Na szczescie nie musze tego robic juz dzisiaj bo czas mi uciekl na innych rozwazaniach. A do nastepnego piatku wiele moze sie wydarzyc. Moze wszystko stanie sie krystalicznie jasne jesli juz nie w ten sam sposob czyste.
Moze wszelkie awantury z malpami rowniez dobiegna wlasnego konca w sposob naturalny, tzn pan Niesiolowski Stefan przyzna, ze sie pomyli, ze tu nie ma zadnych malp i ze jesli wogole gdzies sa to w polskim Sejmie. A te hasla na transparentach ktore u nas widzial mowily zupelnie co innego niz on widzial i to co teraz wie ze widzial swiadczy o zupelnie czyms innym niz swiadczylo kiedy myslal ze swiadczy, kiedy patrzyl przez pryzmat oblakanej nienawisci. No i moze pan Andrzej Czuma powroci do Chicagao i sprobuje najpierw nam wszystko wyjasnic zanim nastepnym razem bedzie probowal mowic o nas jakby nas nie bylo. Bo przeciez jestesmy. W Chicago i okolicach, ponad milion nas i nie widzialam zadnej malpy. Zwyczajni ludzie a nie zaden sfrustrowany i zawistny nienawistnie smietnik na ktorym chce wyrosnac chocby najambitniejszy polityk. A jesli juz naprawde chce, zeby wyrosl to nie wystarczy posiac nawoz czyli mowiac bardziej swoisko, zgnoic nas i czekac az on sam sie na naszym tle rozwinie niczym krystalicznie krysztalowa lelija albo niczym dziewica orleanska bez zmazy i skazy. Oj nie wystarczy. I tym kategorycznym stwierdzeniem zegnam sie z panstwem do niedzieli. Dobranoc.