(==>audio< ==)I znow minal czas jakis, a ja zamiast mowic o jednej z wielu spraw ktore wlasnie wstrzasaja swiatem i Polonia - powracam do ostatniego monologu. Powodow ku temu jest wiele. Przede wszystkim, w ostatnich dniach dalo sie zauwazyc pewna zmiane tempa w jakim zle wiadomosci sie na nas zwalaja. Zeby tylko to, dobre wiadomosci, jedna po drugiej wyrastaja jak grzyby wszedzie. W Washingtonie, w Warszawie a nawet w Chicago. Trzeba ten moment wykorzystac, przystanac i odetchnac. Kto wie kiedy nastepna tak sielankowa chwila przyjdzie. Drugi powod dla podjecia malo tragicznego tematu objawil mi sie kiedy przegladalam forum dyskusyjne przy wirtualnym domu Otwartego Mikrofonu. Ze skrucha przyznaje, ze rzadko to robie. I znow powodow jest wiele. Wymienie tylko jeden – chroniczny brak czasu. Tym razem nie moglam jednak uzyc powyzszej wymowki. Spowodowaly to naciski ze strony admina, czyli czlowieka desygnowanego do czuwania nad tym co na forum ma miejsce i permanentnego trzymania reki na pulsie. Ostatnio przyznal – natarczywie czekajac na moja reakcje - ze ma on problemy i podejrzewa, iz nie wywiazuje sie z powierzonego mu zadania w sposob zadowalajacy.
Tzn, czuwa i trzyma reke na pulsie ale ma niejasne przeczucie, iz dyskutanci nie sa zadowoleni z jego uslug. Przeczucie swe oparl na fakcie, iz ostatnio coraz czesciej bombardowany jest doniesieniami od jednych dyskutantow o przestepstwach dokonanych przez innych forumowiczow. Powiedzial tez, ze kiedy udaje sie na miejsce domniemanego przestepstwa nie znajduje tam nic co wskazywaloby na wykroczenie wykraczajace w sposob nachalny poza normy ogolnie przyjetej netykiety.
Od razu podjelam podejrzenie, ze chociaz rozumie on po polsku to jednak niedostepne mu sa niuanse zawarte we wpisach. Z powodu bariery wiekowej nie rozumie, ze to co dla niego jest przyzwoitym slowem – dla rowiesnikow jego ojca moze byc obelga. Zgaduje ze jest i na odwrot – gdyby puscil obrazliwa wiazanke w zargonie swojego pokolenia, uczestnicy forum skwitowali by to wzruszeniem ramion i dziwnym spojrzeniem. No coz, kazde pokolenie ma nie tylko swoje wartosci ale i swoje obelgi. Pospiesznie udalam sie na forum i z umiarkowanym niesmakiem musialam przyznac sobie racje. Zauwazylam tam nie tylko krytyczne uwagi wpisywaczy pod swoim wlasnym adresem, pod adresem Otwartego Mikrofonu, ale rowniez niepochlebne uwagi na temat moich literacko-oratorskich zdolnosci. Gdybym byla bardziej pochopna niewatpliwie od razu zawyrokowalabym, iz udalo mi sie wyhodowac zmije na wlasnej piersi. Jednak w pore opamietalam sie i z pamieci zacytowalam w duchu maksyme wielkiego czlowieka, ktory w podobnych okolicznosciach powiedzial: chociaz nienawistne jest mi to co mowisz to jednak gotow jestem oddac zycie za to, zebys mial prawo to mowic. Gdybym byla poetka powiedziala bym bardziej dosadnie: za wolnosc slowa, zycie oddac jestem gotowa. Pomna tych gornolotnych tresci, postanowilam nie przykrecac zadnej sruby krytyki i poczekac z drastyczna rezolucja dopoki nie da sie inaczej. Co prawda nie zamierzam oddawac zycia za tych co mnie obrazaja, co wiecej, kazdy z moich stalych sluchaczy wie, ze juz predzej na odwrot. Tym co nie wiedza a przedewszystkim tzw przypadkowym sluchaczom radze, zeby nie probowali sie o tym przekonywac.
Tak czy inaczej, jak juz wsponialam z duza doza niecheci przeczytalam slowa dezaprobaty pod adresem tego co mowilam ostatnim razem a takze tego jak mowilam to, co powiedzialam. Zarzucil mi ktos, iz monolog moj docieral do niego w niezbyt plynny sposob a przez to nabral przekonania, iz sama siebie przywolywalam do porzadku nanoszac poprawki do slow juz wypowiedzianych. Byc moze chodzilo mu o znany fakt, iz slowo wypowiedziane wylatujac ptakiem zamienia sie w wolu jesli sie nie sledzi wystarczajaco pilnie lotu ptaka i nie skoryguje jego trajektorii zanim spadnie ono na cztery nogi. Nie jestem pewna bo nie wszystko zrozumialam przy pierwszym czytaniu wypowiedzi sluchacza. Na drugie nie mialam juz czasu. Eh ten czas! Leci z dnia na dzien jakby nigdy nic i nie patrzy, ze nam coraz trudniej za nim nadazyc. Nie mowie tu tylko o potfornym, przepraszam – powtornym czytaniu tekstow w internecie. No prosze, znowu wpadka. Gdyby jeszcze ten pan zobaczyl, ze slowo ‘potworne’ powiedzialam przez ‘ef’ – to bym dopiero dostala za swoje! Nic to, wracam do braku czasu ktory mnie ostatnio przesladuje. Nie dzieje sie to z lenistwa, uchowaj mnie Boze! Na dowod tego zdobede sie na ekstra wysilek i zdradze Panstwu jak powstaja felietoniki piatkowe. Zrobie to tym chetniej, iz na ten temat rowniez kraza oburzajace mnie pogloski. Podejrzewam, iz sa rozsiewane przez tego samego analizatora, ktory wykryl u mnie brak plynnosci przy czytaniu i wydedukowal stad inne niezwykle teorie. A przeciez nic zdroznego sie za tym nie kryje. Owszem na pierwszy rzut oka, sposob w jakim wyglaszam swoj piatkowy monolog wydac sie moze karkolomnym. No bo nie dosc, ze musze obslugiwac aparature, naciskac rozmaite guziki, pokretla, przesuwac w gore i w dol jeszcze co innego – to jeszcze monologujac musze jednoczesnie zapisywac to co mowie.
Tak, tak – musze, no bo jak bym potem mogla zamiescic ten felieton w internecie? Co prawda moglabym spisac potem to co mowilam, z nagranego programu, jednak nie kalkuluje mi sie to w zaden sposob. Mowilam juz o przewleklym braku czasu. Poza tym nie ma rzeczy niemozliwych jesli sie ruszy glowa. Obama moze poswiadczyc. Byloby duzo trudniej gdybym musiala zapisywac tresc swojego monologu w sposob tradycyjny – piorem, olowkiem czy tam byle czym co by mi wpadlo do reki. Z drugiej strony byloby latwiej gdybym mogla pisac na komputerze. Nie jest to jednak mozliwe. Komputer w tym samym czasie wykonuje wiele innych niezbednych czynnosci skladajacych sie na prowadzenie programu radiowego – wspomnialam juz o tych wszystkich przyciskach, pokretlach itd. No to wlasnie te pokretla, przyciski i pozostale akcesoria naleza do komputera. Na szczesie odnalazlam rozwiazanie kompromisowe w postaci porzuconej przed laty w basemencie starej maszyny do pisania. Rozklekotana, zardzewiala ale po naoliwieniu pisze jak nowa. Czasem pojawiaja sie problemy – gdzie ich nie ma? Na przyklad, powiem cos nie tak i zachodzi potrzeba zeby sie poprawic werbalnie a w slad za tym idzie koniecznosc naniesc podobna korekte w slowach pisanych. I to wszystko w tym samym czasie. I znow wyglada, ze jest to bardziej skomplikowanie niz ono jest. Tak naprawde to tylko kwestia treningu, odpowiedniego nastawienia do zycia i optymalnego wykorzystania multitaskingu. Ucza tego na wielu polonijnych kursach przysposobienia zawodowego. Tu mozna by przytoczyc wiele przykladow z zycia codziennego kobiety, zeby zobaczyc efekty tego wyksztalcenia.
Kazda z nas z latwoscia potrafi w tym samym czasie nakarmic dzieci, psa, meza – czasem nawet tesciowa, skopac ogrodek, posadzic kwiatki, warzywa, zadbac o ptasie potrzeby, dogladnac wiewiorek, pogodzic zajace i psy, zrobic pranie, zakupy, posprzatac, pocerowac, odpisac na e-maile i temu podobne drobiazgi ktore nadaja zyciu jego rytm. Nie ma sie czym chwalic. Nawet kursow nie trzeba konczyc. Zwyczajne zycie dzisiejszej kobiety, nie wspominialabym o tym gdyby nie zaszla potrzeba ilustracji faktu, ze mozna sie przejezyczyc a nawet stracic watek kiedy sie wyglasza piatkowy felietonik. Ja wiem, zdaje sobie w calej rozciaglosci sprawe, ze moje tlumaczenie nie wystarcza bo to co zrobilam jest karygodne i niedopuszczalne. Tym nie mniej po cichu mam nadzieje, ze pan Amerykan i pan Bolcio z mojego forum dyskusyjnego uznaja to co wlasnie powiedzialam za okolicznosci lagodzace i nie beda w przyszlosci wyciagali daleko idacych wnioskow i posadzali mnie Bog wie o co i po co. Jednakowoz, oprocz tego przykrego doswiadczenia – przegladajac swoje forum znalazlam rowniez cos pozytecznego. Znalazlam cenna wskazowke pozwalajaca mi bardziej zrozumiec niejasna sytuacje w moim ogrodku. Autor zapisu ukryl owa wskazowke bardzo zrecznie pod postacia krytyki walorow literackich moich monologow i aluzji do folwarku zwierzecego. Poczatkowo zle zrozumialam jego intencje i nawet pochopnie obrazilam sie o ten zlamany pazur ale po chwili namyslu powrocilam do swojej dobrodusznej natury i postawilam sobie pytanie: a co jesli to nie jest zwyczajna i ordynarna krytyka? Co powinnam zrobic jesli to jest krytyka konstruktywna?
Idac tym tropem pomyslalam dalej: moze ten zlamany pazur to tylko zaslona dymna, zeby nikt niepowolany nie domyslil sie o co chodzi a w gruncie rzeczy poszlo mu o to, ze moj ogrodek to zaden zwyczajny ogrodek zaludniony przypadkowymi zwierzatami ale prawdziwa, wysoko zorganizowana spolecznosc flory i fauny, kierujacy sie wlasnymi prawami folwark zwierzecy.
Zeby zweryfikowac te ekscytujaca teorie posluzylam sie – przy pomocy meza i psa – najnowsza technologia dostepna na rynku osprzetowania inwigilacyjnego. Zamontowalismy ow sprzet na terenie ogrodka w sposob iscie mistrzowski i niebudzacy niczyjego podejrzenia. Najpierw pies, uzywajac organu powonienia identyfikowal miejsca schadzek, potem maz uzbrajal te miejsca jakimis detalami zakupionymi w Radio Shack. W koncu caly teren ogrodka zostal tak sprytnie przygotowany na zdalne podsluchiwanie, ze nie tylko zadna z inwiligowanych roslinek ale nawet najbardziej czujny z okazow fauny ogrodowej niczego nie zauwazyl. Zreszta teraz to juz zadna sztuka. Kazdy kto sledzil przebieg sledztwa skupionego wokol domniemanej sprzedazy miejsca w Senacie opuszczonego przez nowego prezydenta – kazdy taki bez trudu potrafi dzisiaj bezszelestnie sledzic podejrzane kroki wspolmazonka a co dopiero niepodejrzliwa z natury zwierzyne lub rosline. Nie ma potrzeby wchodzic w szczegoly jak to zrobilismy, dosc ze od tej pory sytuacja w ogrodku – wypisz albo wymaluj przypomina te o ktorej mowil radiowiec ktory poprzez sejm trafil do rzadu. Radiowiec rozdal pomiedzy nas, pozostalych radiowcow nadzieje na swietlana przyszlosc oraz cel w zyciu a cytat, ktory jest mu powszechnie przypisywany brzmi ‘ i dlatego nic nie moze umknac naszej uwadze’, koniec cytatu.
Poniewaz dzisiaj nie rozmawiamy na tematy polityczne czy obyczajowe, ministra w rzadzie Najjasniejszej pozostawimy w spokoju i pozostaniemy w ogrodku. Co zrobilismy dalej? Podsluchane dzwieki zaladowalismy na komputer w ktorym specjalny program zdobyty pokatnie z trzeciej reki zajal sie analiza, synteza i tlumaczeniem dzwiekow na slowa. Juz po kilku dniach pracy komputer zaczal wypluwac na papier drukarki pojedyncze wyrazy. Na poczatku bez skladu i ladu, ale po pewnej korygacji, dokreceniu kilku srubek w komputerze, to co zaczelo splywac na papier zaczelo nabierac wyraznego ksztaltu, chociaz jeszcze nie mialo zbyt wiele sensu. Jednym slowem przypominalo belkot jakiego wiele mozna uslyszec w radiu, telewizji a nawet przeczytac w gazecie czy oficjalnych okolnikach. Zeby nadac temu belkotowi ludzka twarz, posluzylismy sie innym programem ktory wyprodukowal cos, co przy odrobinie dobrej woli i wyobrazni udalo nam sie zinterpretowac a nawet zrozumiec. Prawda, chwilami podejrzewam, ze caly ten proces od ogrodka na papier jest jednym wielkim oszustwem uknutym przez moich wspolpracownikow, tym niemniej musze im wierzyc. No bo jakie mam wyjscie? Uwierzyc plotkom rozsiewanym przez byline, badyle i lodyge na temat wrazej dzialalnosci meza poza moimi plecami? Zamiast tego, ostateczne wydruki przyozdobilam adekwatnymi przymiotnikami, zweryfikowalam gramatyke lub ortografie i powstalo cos co mozna publicznie przedstawic jako opis sytuacji w moim ogrodku.
To co powiedzialam mozna potraktowac jako tzw ‘preventive attack’ dla odparcia pochopnych zarzutow jakie niewatpliwie pozniej nastapia. Prosze pamietac, jesli cos bedzie nie tak, to nie mnie prosze winnic.
Jednoczesnie z wlasciwa sobie skromnoscia oswiadczam, ze jesli takie sie znajda – to ja z cala checia przyjme wszelkie slowa pochwaly i uznania. Oczywiscie dzisiaj nie zdaze przejsc do szczegolow; powiem wiecej – potrzeba bedzie wiele piatkowych wieczorow, zeby opowiedziec Panstwu o tym co wyprawia sie tuz pod moim bokiem, czyli w ogrodku. Teraz jedynie podziele sie z Panstwem refleksjami jakie nasunely mi sie przesluchujac tasmy. Pierwsza refleksja przypomniala mi, ze rzeczywiscie – tako na dole jak i jest w gorze. Co prawda w oryginale mowilo sie o niebie i ziemi, ale nie przesadzajmy, az na takie grandiozne oceny swojego zywota zdobyc sie nie moge. Dalsze refleksje zreflektowaly mnie, ze nie ma nic nowego pod sloncem. Te same konflikty, smutki i radosci pojawiaja sie w ogrodku, na Jackowie, w Warszawie i w Washingtonie. Te same mechanizmy rzadza zwierzatkami, ptactwem, kwiatostanem wyrafinowanym i bylina pospolita co i nami. Tak tak, nawet postepowanie byliny nie wykluczajac badyli i lodyg – chociaz trudno w to uwierzyc, da sie zrozumiec w oparciu o te same instynkty, zadze i marzenia.
Kolejna refleksja okazala sie najbardziej pragmatyczna. Pamietacie Panstwo co mowil poeta, ze swiat caly mozna zobaczyc w ziarnku piasku i lupinie orzecha? Czy jakos tak. Otoz to! Mozna go tam nie tylko zobaczyc ale i opisac. Opisac duzo bardziej dosadnie i bezkarnie niz gdyby swiat w ktorym zyjemy sie opisywalo. Mozna swoje powiedziec, skrytykowac lub pochwalic a nikt sie nie obrazi ani zawisc nim nie wstrzasnie. Niech by taki sprobowal! Kazdy by mu wytknal, ze sie ze skunksem smierdzacym na przyklad utozsamil. I wtedy by byl dopiero wstyd lub poruta.
Jak juz powiedzialam do szczegolow przejdziemy w nastepne piatki. Dzisiaj chcialam tylko zbudowac podwaliny pod budowle, wyjasnic kilka technicznych spraw zeby pozniej nikt juz nie badrowal mnie pytaniami typu: a skad pani wie co w dniu takim a takim lodyga powiedziala szympiatkowi? Nie bede sie wtedy tlumaczyc. Prosze na przyszlosc przyjac, ze o wszystkim co w moim ogrodku sie dzieje, wiem. I juz.
A teraz poniewaz jeszcze kilka minut mi pozostalo powroce do tego co powiedzialam na poczatku. Mam bowiem niejasne przeczucie, ze nie kazdy mi uwierzyl. Znam w koncu swoich sluchaczy i wiem co kupia a z czego beda sie smiac.
Chodzi mi o te grzyby po deszczu ktore wyrastaja w ostatnich dniach w Washingtonie i na Jackowie. O tym co wyrasta w Warszawie chyba dzisiaj nie zdaze nawet napomknac.
W paru slowach wytlumacze sie zatem dlaczego ja dzisiaj o takich krotochwilnych sprawach skoro gdzie indziej jest tragicznie i dramatycznie. Otoz wbrew powszechnemu mniemaniu, uwazam ze tam we swiecie wcale tak ponuro nie jest, dramaty owszem sa, ale czesto tez sielanka i jesli juz tragedia to z odcieniem czarnej komedii. Tabun czarnowidzow natychmiast na mnie skoczy i bedzie wykrzykiwal, ze czy ja mam oczy a jesli je mam to gdzie ja patrze a jesli nawet jesli tam gdzie oni to co ja widze skoro gazety, radio telewizja a w nich powszechnie szanowane gadajace glowy widza zupelnie co innego. Na to ja powiem: spokojnie, tylko spokojnie. To ze w Bialym Domu czarno to jeszcze nikogo nie upowaznia do takiego spojrzenia na swiat. Po tym moglabym wzruszyc ramionami i obstawac milczaco przy swoim.
Ja jednak werbalnie sprecyzuje i uza-sadnie swoje optymistyczne stanowisko. Zaczne od spraw wagi najwyzszej, czyli panstwowej. Po serii wpadek i niedopracowanych decyzji personalnych przy formowaniu rzadu, sprawy wreszcie sie wyklarowaly i wygladaja tak jak powinny. Transparentnie i uczciwie. Prezydent Obama publicznie wzial na swoje barki odpowiedzialnosc za cale zlo ktore sie pojawilo. Nie poprzestal na tym powiedzial cytuje: ‘I screwed up’. Przeciwnicy prezydenta – kto ich nie ma, zwlaszcza jesli ma sie taki kolor skory – domagaja sie zapewnienia, ze juz wiecej tego nie bedzie robil. Kazdy jednak po chwili zastanowienia przyzna, ze oczekiwanie takiego zapewnienie ze strony mlodego w koncu prezydenta jest smieszne i nie na miejscu. Tym bardziej, ze prezydent – tak mowia wtajemniczeni – zakonczyl cala sprawe w sposob iscie salomonowy. Obiecal, ze wszyscy czlonkowie jego rzadu zaplaca zalegle podatki. I juz widzimy, ze slowa dotrzymuje. Senator Dashle nie chcial zaplacic i musial zrezygnowac. Musiala to byc niezla suma skoro ow wyrachowany polityk nie poszedl na to. Porachowal i doszedl do wniosku: nie oplaci sie. Rush Limbaugh nie przestaje sie dziwic i kpic z niedoszlego sekretarza zdrowia. Ja nie krytykuje pana Limbaugh za ta malostkowosc, gdyz rozumiem jego brak zrozumienia. Kazdy rozumie dlaczego Limbaugh uwaza odrzucenie teki sekretarza od zdrowia za iracjonalne. On Limbaugh, nigdy nie by tego zrobil. Gdyby jemu taka pozycje ktos zaproponowal, Rush Limbaugh nigdy juz by nie musial kupowac opiatow od drug dealerow, a viagry na czyjes inne nazwisko. Wszystko to moglby miec bez recepty. Nie smiejmy sie wiec z glosnego radiowca. Stanowi on w koncu ‘role model’ dla wielu ktorzy chca w jego slady pojsc. Nawet w naszym polonijnym ogrodku. Nie przystoi sie smiac z czyichs idoli.
Nie poprzestane na tym jednym przykladzie ulgi ktora odczulam w tych trudnych dniach. Pieniadze. Nikt nie widzi swiatla w tunelu kryzysu finansowego a ja zobaczylam. Otoz wyszlo na jaw, ze pieniadze ktore mialy byc wydane na stabilizacje sektora bankowego, sektora nie zestabilizowaly. Przy blizszych ogledzinach wszystko stalo sie jasne. Co sie stalo jasne? Otoz Paulsen wydal pieniadze nie tylko niezgodnie z tym co mowil projekt, ale zrobil to w sposob ktory przynioslby poza stratami duzo wstydu nawet poczatkujacemu inwestorowi. Szczegoly znacie Panstwo z doniesien agencyjnych.
Jednak nalezy sie cieszyc bo sytuacja ta juz sie nie powtorzy. Zapyta ktos, skad wiadomo ze sytuacja sie nie powtorzy przy nastepcy Paulsona? Z bardzo prostego powodu, najblizsza zmiana rzadu nastapi dopiero za cztery lata – do tego czasu niczego sie nie dowiemy, a po jego uplywie sprawa nie bedzie miala najmniejszego znaczenia. Gospodarka bedzie kwitla albo runie. Jesli bedzie kwitla to bedziemy sie cieszyc zamiast szukac dziury w calym. Jesli runie, to pojawia sie takie problemy, ze nikt juz nie bedzie pytac skad ta krew na ulicach.
Oczywiscie ten przyklad rowniez nie wyczepuje powodow dla ktorych w tych dniach mozemy oddychac z ulga. Kolejny przyklad przytocze – bo wielu jest takich, prawie szesciuset – dla ktorych problemy amerykanskie to pestka. Oni zadreczaja sie tym co ich dreczy od lat. Ale i oni moga odetchnac z ulga. Moga, bo wreszcie zbliza sie czas ze tajni wspopracownicy wrazych sluzb PRLu przestana bezkarnie uganiac sie po ulicach Chicago i przedmiesc. Kto sceptyczny teraz wtraci: pani, co tez pani opowiada? Oni nie przestana tu biegac.
Niejeden probowal – grzebal po teczkach, zbieral donosy sasiadow na temat donosicieli i tylko zamieszanie z tego, a oni jak biegali bezkarnie tak i biegaja. Przeciez nawet bezkarnie – no moze nie biega a przemyka po naszych ulicach dziennikarz podejrzewany przez samego ministra od sprawiedliwosci. Jesli jemu, ministrowi nie udalo sie zakonczyc tego procederu, to komu innemu sie uda? Spokojna glowa – to sie da. Pamietacie Panstwo to powiedzenie: Czego nie uda sie wojewodzie … itd? Rozwiazanie jest tak proste jak i genialne. Trzeba wyeliminowac z ulic o ktorych wczesniej wspomnialam wszystkich posiadaczy teczek. W ten sposob kazdy TeWu rowniez zostanie wyrugowany. A jesli ktos z posiadaczy teczki jest niewinny? A to juz jego sprawa, niech sie tlumaczy jesli ktos bedzie chcial sluchac. A pozatym przeciez mogl byc winny. Kto wie czego i dlaczego w takiej teczce brakuje? Najwazniejsze jest, zeby wraze agenty przestaly w koncu bezkarnie biegac. I oto chodzilo. Sprawiedliwosc ludowa nigdy nie przejmowala sie dzieckiem przy wylewaniu wody po kapieli o czym z duma zaswiadczy kazdy kto nigdy nie spotkal sie z jej karzacym ramieniem.
No i co? Czyz nie dostarczylam juz wystarczajacych powodow dla odetchniecia, nawet dla najczarniejszego z czarnowidzow? A przeciez nie szukalam jeszcze takich powodow za oceanem. Jestem przekonana, ze tam znalezlibysmy ich tyle ze mozna by oddychac z ulga przez cale popoludnie. Moze nawet niektorzy zaczeli by sie smiac. Histerycznie.
To tyle na dzisiaj. Nie bedziemy wiecej oddychac z ulga. Co za duzo to nie zdrowo. Nie wiem jak Panstwo ale ja nie moge sie doczekac opowiesci z zycia mojego ogrodka. Bo dzieje sie tam, oj dzieje. I co najwazniejsze o wszystkim co tam sie dzieje mozna powiedziec. Prosto z mostu i prosto w oczy.
Nie znam jeszcze wszystkich szczegolow, bo i skad? Dopiero rozpoczelismy inwigilacje na szeroka skale, kazdy okaz ma juz w naszej kartotece swoja teczuszke a w niej zdjecie i materialy swiadczace niezbicie co, komu a nawet dlaczego to co mowil-byl, powiedzial. I ktore ze zwierzatek, ktora z roslinek o kim informacje zbiera, dolki kopie i plotki rozsiewa. No wlasnie ktore? Na to pytanie bedziemy niezlomnie szukali odpowiedzi i nic nas nie powstrzyma przed ich publicznym ujawnieniem. A co mam sie bac, ze mi zajaczek dokopie? Ze byle bylina posplita, badyl uschniety lub lodyga -co na nie jednej intrydze zycie strwonila- oplacza mnie swymi klaczami? Well, moze troche sie boje, no ale przeciez o czyms trzeba mowic, z czegos zyc.
Zeby bardziej wzniosle zakonczyc dzisiejsze monologowanie i nie zmieniac zbytnio tematu zarecytuje Panstwu ten oto wierszyk.
Idylla maleńka taka:
Wróbel połyka robaka,
Wróbla kot dusi niecnota,
Pies chętnie rozdziera kota,
Psa wilk z lubością pożera,
Wilka zadławia pantera.
Panterę lew rwie na ćwierci,
Lwa – czÅ‚owiek; a sam, po Å›mierci
Staje się łupem robaka.
Idylla maleńka taka.
I w tym idyllicznym nastroju zegnam sie z Panstwem do niedzieli.