(audio)I znow minal tydzien, minely wreszcie wybory – wreszcie, bo jeszcze kilka dni i moglo by dojsc do rekoczynow. Wydaje sie, ze kazda kolejna kampania wyborcza jest bardziej agresywna, zawzieta i wywoluje wiecej niezdrowych reakcji niz poprzednia. Bardziej jestesmy przekonani, ze jesli nie ten – no to juz koniec, nic wiecej dobrego nas w zyciu nie spotka, odtad juz tylko staczanie sie w dol, w przepasc – do piekla. No wlasnie – a propos piekla – coraz czesciej dyskusje przedwyborcze przypominaja dyskusje wieku dorastania na tematy religine. Jest Bog czy go nie ma? Jesli jest, to jest po mojej stronie czy po twojej? Polityka zamienia sie w ideologie, zdrowy rozsadek ustepuje emocjom; brak godniejszych przezyc duchowych – jak kazdy autentyczny brak – msci sie przyjmujac czasem groteskowe ksztalty. W zyciu kazdego czlowieka pojawia sie tylko kilka, ciagle tych samych, prostych lecz koniecznych do zaspokojenia potrzeb. Niezaspokojone prowadza do wynaturzen i moga stanowic zagrozenie dla – mowiac jezykiem oficera prowadzacego – figuranta i dla jego otoczenia. Kazdy wie o potrzebie jedzenia, picia a jak dorosnie to pozna jeszcze inne potrzeby. Tych jednak nie bedziemy precyzowac przy opowiadaniu o wyborach. Mozna i trzeba natomiast przypomniec przy tej okazji o potrzebie przezyc wyzszych, powiedzialabym ‘spirytualnych’ gdybym nie bala sie, ze znowu zostane zle zrozumiana. Dlatego raczej bede nazywac te potrzeby, potrzebami ducha. Pustka duchowa – tak powszechna w spoleczenstwie konsumpcyjnym jak nasze – domaga sie wypelnienia. Byle czym. Six pack przed telewizorem na tapczanie i owszem daje czasem poczucie takiego wypelnienia, ale to tylko pierwszy krok .
Potem trzeba sie jeszcze zaangazowac i walczyc – najczesciej konczy sie to wygrazaniem piescia telewizorowi. To znaczy nie tyle telewizorowi co Obamie lub McCainowi na jego, telewizora, ekranie. Zreszta rezultat jest ten sam, wiec nie ma potrzeby dzielic wlosa na czworo i dochodzic komu Obywatel-Six-Pack wygrazal. To tyle malo odkrywczego wstepu. Pozniej podziele sie z Panstwem czyms ambitniejszym, swoim najnowszym i jak zawsze oryginalnym wkladem do ogolnoludzkiej spuscizny. Chyba kulturowej, nie bede sie upierac napomkne tylko, ze chodzi o sprawy dotyczace transferu zachowan z jednych dziedzin zycia na inne, wydawaloby sie zupelnie z poprzednimi nie zwiazane. Ale najpierw sprawy prostsze, ktore rowniez domagaja sie, zeby jakis czas im poswiecic. Mowie tu o sprawie mojego rzekomego wystapienia w telewizji. Mowie ‘rzekomego’, bo zdania w tej sprawie wsrod autorow otrzymywanych przeze mnie emaili sa podzielone. Polowa twierdzi, ze ktos sie pode mnie podszywal a polowa pozostalej polowy domaga sie odpowiedzi na pytanie: dlaczego zgodzilam sie wystapic bez zadnych warunkow wstepnych i uzgodnienia wczesniej wszystkich punktow spornych? Pozostawiajac bez odpowiedzi pytanie czy to bylam ja in person, czy tez ktos sie pode mnie podszyl – odpowiem tym ktorzy chcieli wiedziec dlaczego, a odpowiadajac powiem krotko cytujac tubylcow: ‘put your money where your mouth is’. Popieralam w kampani prezydenckiej Obame? Popieralam. A przeciez on – wbrew zdrowemu rozsadkowi wszystkich tych ktorzy uwazaja, ze na Bliskim Wschodzie nie ma miejsca na wiecej niz jedna potege nuklearna – mowil, ze spotka sie i bedzie rozmawial z kazdym zanim wysle przedstawicieli naszej wszechmocnej armii aby ich nauczycic moresu i demokracji. Tak mowil a ja stawalam w jego obronie. No to teraz co mi pozostalo, isc i rozmawiac. Sluchajac Panstwa oceny debaty, nie do konca jestem przekonana, ze Obama mial racje w swojej gotowosci do rozmowy z kazdym.
Zreszta, jak donosi prasa prezydent-elekt zmienil swoje stanowisko w tej sprawie. Przyjelam ten flip-flop z duza ulga, bo jednak zgadzam sie z tymi z Panstwa co to upieraja sie, ze sa osoby, nawet w polonijnych mediach, ktorych nie nalezy uwiarygadniac. Nawet poprzez rozmowe z nimi. Ale to juz inna sprawa, dzisiaj chcialam gasic powyborcze pozary a nie wzniecac nowe animozje.
No ale dosyc o tych trywialnosciach. Przejdzmy wreszcie do meritum a krotochwile odlozymy na pozniej – jesli starczy czasu. Teraz porozmawiamy o zakonczonej – chociaz z kazdym dniem coraz bardziej wyglada, ze zakonczonej nie dla wszystkich – kampani wyborczej. To znaczy, owszem senator McCain zlozyl gratulacje tam gdzie trzeba, gubernator Palin tez chciala ale protokol i oboz McCaina jej nie zezwolil – w kazdym razie oboje ubiegajacy sie jak i reszta Partii Republikanskiej pogodzili sie z werdyktem wyborcow i zawezwali narod do wspolpracy z prezydentem-elektem dla dobra Ameryki. Obiecali tez swoja pomoc jesli zaszla by taka potrzeba. Nie koniec na tym, sam Charles Krauthammer – jeden z najzagorzalszych przeciwnikow takiego wyboru jaki zostal dokonany, on sam – ta niezlomna ostoja neokonserwatyzmu w postneokonserwatywnym swiecie, nawet on zaczyna delikatnie ale jednak podlizywac sie Obamie, co na marginesie musze dodac – bardzo mnie niepokoi gdyz pokazuje, iz hydra neokonow zamiast poslusznie odejsc na smietnik historii, zaczyna sie przepoczwarzac w jakiegos nienazwanego jeszcze potworka neolibow i wzorem senatora Libermana probuje wslizgnac sie do Bialego Domu prezydenta-elekta. To byl margines, a ja juz wracam do postwyborow i kontynuuje. Otoz mimo tych wszystkich akceptujacych wybor Obamy glosow, w dalszym ciagu slyszy sie inne, starajace sie podwazyc jego autorytet i wyliczajace niekonczaca sie litanie znanych zarzutow.
Glosy te niczego juz nie zmienia, decyzja zapadla. Jesli zajdzie potrzeba krytyki za konkretne decyzje nowego prezydenta, nikt sie nie bedzie dziwil, powiem wiecej – beda one bardzo potrzebne. Rzadzacym nalezy patrzec na rece, konstruktywnym glosem korygowac ich bledy i rozliczac ze zlamanych obietnic. Jednak Obama jeszcze nie rzadzi, nawet powstrzymuje sie od komentowania decyzji tych co rzadza. Skad wiec ta jalowa kampania wyborcza po wyborach? Rozumiem i popieram rozmaite postulaty wysuwane pod adresem prezydenta-elekta, jak naprzyklad list biskupow amerykanskich, o ktorym juz mowilismy. Jednak to uporczywe i niekonczace sie powtarzanie argumentow majacych podwazyc zdolnosc Obamy do rzadzenia panstwem – pozostawalo dla mnie wielka zagadka. Mowie ‘pozostawalo’ bo chyba juz wiem. Jednak wielu w dalszym ciagu pyta ‘o co tutaj chodzi? Po co komu kampania wyborcza po wyborach?’. Dlatego opowiem pokrotce o swoim zrozumieniu tej anomalii polityczno-psychologicznej.
Nie jestem do konca pewna, ale po wielu rozmowach z tymi ktorzy rozumiejac fakt, iz Obama zrobi tyle samo co kazdy inny prezydent w sprawie aborcji i badan nad komorkami macierzystymi, to znaczy nic lub prawie nic – ktorzy rozumiejac to, w dalszym ciagu okreslaja go mianem mordercy nienarodzonych i jeszcze bardziej absurdalnie, wydaje mi sie, ze jestem na dobrym tropie. Zauwazylam, ze w zaden sposob nie da sie rzeczowo porozmawiac z czlowiekiem ktory uwaza ze pro-choice stanowisko Obamy przekresla wszystko inne co on mowi.
Niech ekonomia runie wysylajac z pracy na bruk miliony ludzi, niech system ubezpieczen spolecznych pozostawi bez zadnej opieki zdrowotnej, te miliony i jeszcze drugie tyle, niech wojska amerykanskie pozostaja sto lat za granicami naszego kraju ginac w obronie obcych nam ideologii, niech nasz rzad opanowany bedzie w dalszym ciagu przez obce amerykanskim interesom sily, niech w ogole swiat sie zawali a prezydent z wiceprezydentka niech wypatruja wynurzajacej sie glowy Putina nad Alaska. Wszystko to ‘niech’ – byle tylko czlowiek, ktory zgodnie ze stanowiskiem swojej partii jest pro-choice – byle tylko on trzymal sie z daleka od wladzy. Dyskutujac z wieloma takimi ludzmi, nie moglam sie nadziwic, jak to moze byc ze ci ludzie, otwarci na wszystko inne, w tym jednym miejscu zacinaja sie i przestaja cokolwiek dopuszczac do siebie. Powtarzaja jak mantre: ‘morderca nienarodzonych’ i niekiedy jeszcze dodaja juz bez przekonania wyuczone wczesniej epitety: ‘terrorysta, marksista, rasista, antysemita’. Czasem dodaja: ten czlowiek polozy kres zachodniej cywilizacji i zastapi ja cywilizacja smierci, itd.
Pomijam tu wszystkich ktorzy maja takzwana ukryta agende, to znaczy tych ktorzy z innych powodow nie chca tego prezydenta a aborcji uzywaja tylko jako slowa-wytrycha gdyz wstydza lub boja sie otwarcie nazwac prawdziwe powody, ktore nimi kieruja. Tych ludzi, choc im sie dziwimy jednak mozemy zrozumiec. Nie ma nic tajemniczego w tym, ze ktos jest rasista. Albo ze widzi w islamie najwieksze zagrozeniem dla naszej cywilizacji; albo tych co boja sie zbudowania PRLu w Ameryce. Ja tez bym sie bala gdybym widziala, ze sprawy tak sie potocza jak oni kracza. O tych dwu pierwszych nie ma co dyskutowac. Maja swoje gleboko zakorzenione przekonania. Tak gleboko, ze pozbawienie ich tych przekonan mogloby byc dla nich wstrzasem a nawet wyrzadzic im krzywde.
Maja swoj swiat juz poukladany, wierza tak mocno w to co wierza iz nie widza, ze to sa tylko opinie a nie fakty. Dla nich to nie jest wiara, to jest ich wiedza. Wiedza, ze cale zlo jest przez tych czarnych, albo ‘Meksykow’ albo kogo tam jeszcze. Przeciez kazdy widzi – mowia – siedzi taki calymi dniami na porciu, slucha glosnej muzyki a jak wchodzi do domu to, zeby zazyc jakis narkotyk albo babe bic… i pic.
A rzad jeszcze mu placi, zeby nie musial pojsc do uczciwej pracy! Jak tu nie wierzyc kiedy widzi sie to wszystko na wlasne oczy. Mozna by zlosliwie dodac, ze szkoda, ze sie nie widzi na wlasne oczy co sie dzieje w osiedlach tzw ‘white trailer trash’. Wtedy trudno by – poslugujac sie ich logika – nie zgodzic sie, ze biali to tez takie same ‘byle co’. Zeby nie zwariowac trzeba by chyba wtedy uwierzyc, ze sie jest jedynym porzadnym czlowiekiem na swiecie. Sama widzialam takich. Panstwo byc moze tez. Trzecia kategoria tez nie skomplikowana, jednak jest bardziej nam blizsza historycznie i przez to latwiejsza do zrozumienia. Paradoksalnie, w tej kategorii mieszcza sie ludzie jak slynny juz Joe-the Plumber. Jest to kategoria ofiar utozsomiajacych sie z oprawcami, lub bardziej dokladnie, ludzi ktorzy mysla ze sa ofiarami z ludzmi o ktorych mysla ze sa oprawcami. Pamietamy jak to bylo za komuny; mowilo sie kazdy okrada panstwo – robotnicy wynosza w kieszeniach gwozdzie, dyrektory cale ich wagony. Jednak kazdy z tych robotnikow stanal by w obronie dyrektora, gdyby chciano szukac zlodzieja. Robotnik uwierzyl, ze jest tak samo winny jak dyrektor. Podobnie miala i dalej ma sie sprawa z lustracja. Najbardziej przeciw temu, zeby wreszcie ukarac albo przynajmniej publicznie wskazac tych co naprawde splamili sie tajna wspolpraca z rezymem sa ci, ktorym przydazyla sie jakas tam pojedyncza i drobna ludzka slabosc, male swinstewko.
Doniosl taki na kolege dla drobnego zysku, czy chocby zeby zona nie dowiedziala sie o jakies przygodzie, czy zeby wladza wybaczyla przejscie po pijaku na czerwonych swiatlach. Wlasnie bohater naszych czasow, Joe-the-Plumber ilustruje najlepiej mechanizm tego zjawiska. Jest to czlowiek ktory nie tylko niewiele zarabia, zalega z placeniem podatkow, zyl z zasilku spolecznego a mimo to z gleboka troska i prawie z bolem zarzuca Obamie, iz ten mu bedzie podcinal skrzydla kiedy on odkupi buzines plumbiarski od swojego szefa i osiagnie zarobki ponad 250,000 dolarow. No i oczywiscie najglosniej protestuje przeciw takzwanej redystrybucji dobr, to znaczy oburza go fakt ze rzad zabierze mu czesc jego ciezko wypracowanego zarobku poprzez podatki i przeznaczy je na pomoc dla innych, chociazby w formie zasilkow z ktorych sam korzystal. Swiat staje na glowie, bo kto raz zobatrzyl Joe-the-Plumbera ten wie, ze do ciezkiej pracy to on sie nigdy nie wezmie. Nigdy nie zostanie szefem buzinesu o ktorym mowi, a jesli zarobki jego przekrocza cwierc miliona to tylko jako tantiemy od zleconej propagandy.
Ale to bylo na marginesie, ja dzis chcialam podzielic sie z Panstwem swoja proba zrozumienia tych pozostalych. Tych ktorzy w dalszym ciagu wierza i nie przestaja mowic, ze Obama to morderca nienarodzonych dlatego ze zajmuje stanowisko pro-choice. Pamietam z dziecinstwa i jeszcze pozniej tez czasem spotyklam pewien rodzaj ludzi wierzacych, gleboko wierzacych, ktorzy nie mowiac tego wprost byli przekonani, ze jesli czlowiek jest wierzacy to bez wzgledu na to co w zyciu zrobil, jakim czynem by sie nie zhanbil, ile przykazan boskich i innych by nie zlamal, to i tak w koncu bedzie on czlowiekiem porzadniejszym, bardziej godnym zaufania niz ateista.
Nawet gdyby ten ateista byl czlowiekiem chorobliwie uczciwym, pomagal innym ludziom, nigdy nikogo nie skrzywdzil to i tak bedzie on czlowiekiem ktorego nalezy z daleka omijac, nigdy mu nie wierzyc i wogole jeszcze za zycia wyslac go do piekla. Prosze mnie zle nie zrozumiec, nie mowie ze Obama jest ateista. Kazdy wie, ze jest wprost przeciwnie, wielokrotnie musial powtarzac ze spowodu swojej wiary nie chce sie wyrzec swojego pastora. Ulegl w koncu naciskom, ale – uderzmy sie w piersi – ilu z nas ryzykowaloby tak dlugo przegranie biegu do Bialego Domu z powodu swojego proboszcza? Gdybysmy tam “biegli”?
Co chcialam powiedziec to to, iz wydaje mi sie ze w obu przypadkach mamy do czynienia z tym samym mechanizmem. Ateista to czlowiek potepiony na wieki bez mozliwosci procesu, czlowiek, z ktorym grzechem jest nawet rozmawiac. Ktos kto jest pro-choice to morderca nienarodzonych ktory, jesli mu pozwolic to zbuduje kliniki w ktorych kobiety beda zmuszane do poddawania sie aborcji. Przy tym nikt z moich rozmowcow nie przyznal sie do tego, ze w swojej krucjacie pro-life zrobil cokolwiek dla ktorejs z matek chcacej dokonac aborcji, nie pomogl jej materialnie, nie wsparl duchowo. Juz predzej narzekali na programy spoleczne ktore takim – jak mowia – ‘darmozjadom’ pomagaja. Ile razy slyszelismy takich ludzi? Ile razy zastanawialismy sie jaka logika za tym stoi? Nie wiem czy moje wyjasnienie jest sluszne, lub jedyne, jednak jestem pewna, ze cos w tym jest. Mechanizm psychologiczny ktory kieruje ludzmi wierzacymi gleboko i doslownie, zbyt gleboko i zbyt doslownie, nie zezwala im na dopuszczenie do siebie mysli, ze moze inni rowniez maja racje. Ze nie ma monety, ktora by miala sama tylko reszke lub samego tylko oral, no i ze kazdy kij ma przynajmniej dwa konce.
Ludzie majacy sie za moralne wyrocznie, uwazajacy swoja przypadlosc widzenia wszystkiego co nie jest bialym jako czarne za cnote – ci ludzie stanowia wspaniale zaplecze i nawoz na ktorym wyrastaja nieodpowiedzialni politycy. Politycy ktorzy oportunistycznie odwoluja sie do praw moralnych z braku innych racji.
Moglabym w tym miejscu zacytowac slowa Jana Pawla II tak w sprawie ateistow, jak i w sprawie koniecznosci kompromisu moralnego w niektorych sytuacjach. Nie zrobie tego. Zbyt czesto i zbyt lekkomyslnie sa Jego slowa uzywane dzisiaj przez cynicznych politykow lub ich takzwanych surogatow. Staram sie uzywac jedynie laickich argumentow, bo laicka powinna pozostac sfera polityki.
Wszystkim ktorzy maja odmienne zdanie nalezy przypomniec do czego prowadzi panstwo mieszajace prawa ludzkie z boskimi, panstwo w ktorym normy religijne staja sie prawem panstwowym.
Zeby zakonczyc troche lzej odpowiem slchaczowi ktory do mnie dzwoni i przysyla emaile z pol pytaniem pol wyrzutem: co bedzie jak Obama bedzie robil zle a nie tak jak ja mowilam, ze bedzie robil? Odpowiadajac zacytuje samego Nikodema Dyzme i powiem krotko: Obama ma zrobic tak, zeby bylo dobrze! A poniewaz z ilosci panskich emaili wnioskuje, ze sprawa ta lezy panu mocno na sercu, nie porzestane na tym i dodam iz podzielam panski niepokoj i obawy. Obama moze nie dotrzymac zadnych ze swych obietnic. Jednak sama mysl, ze jego przeciwnik dotrzymalby niektore ze swoich, bardziej mnie przeraza. I tym otymistycznym podsumowaniem mijajacych wyborow zakoncze, zapraszajac jednoczesnie na program rozrywkowy tych wszystkich ktorzy odnajda ten felieton w czesci blogowej mojego domu internetowego. Znajdzie sie tu wiele listow, faksow oraz emaili (i bedzie ich przybywalo w miare wolnego czasu, niezbednego do porzadkowania i zeskenowania posiadanego materialu)od ‘przypadkowych sluchaczy’ w sprawie o ktorych mowilismy dzisiaj tutaj i w Otwartym Mikrofonie przez ostatnie miesiace.
Dobranoc Panstwu, do uslyszenia w niedziele rano.