(audio) I znow minal tydzien, no moze dwa lub trzy. Minela – no prawie minala prezydencka kampania wyborcza. Jeszcze tylko 3 dni i staniemy oko w oko z karta wyborcza i damy wyraz. Damy wyraz glownie wlasnym frustracjom, obawom i uprzedzeniom. Sluchajc wypowiedzi sluchaczy Otwartego Mikrofonu a takze amerkanskich talkshows trudno oprzec sie wrazeniu, ze zarowno ci ktorzy beda glosowali na Obame jak i ci co na McCaina zrobia to glownie w obawie przed tym co sie stanie kiedy wygra ten drugi. Przy tym, moim – jak zawsze obiektywnym zdaniem – ludzie glosujacy na McCaina bardziej niz ci drudzy beda kierowac sie strachem i nienawiscia. No prosze, pozwolilam sobie na zart pod wlasnym adresem. Mimo tego zartu, postaram sie jednak calkiem powaznie, chociaz tylko pokrotce wyjasnic skad bierze sie moje uprzedzenie w stosunku do republikanskiej pary kandydatow.
Dlaczego uwazam, ze ludzie glosujacy na McCaina kieruja sie glownie strachem? Otoz – jakby na to nie patrzec, Obama proponuje daleko idace zmiany, McCain – chocby nie wiem jak sie tego wypieral – bedzie kontynuowal polityke Busha we wszystkich waznych sprawach. Tzn owszem, probuje sie odciac, ale wszystkie przyklady w ktorych obiecuje poroznic sie z obecnym prezydentem to tylko banalna kosmetyka. Jak chocby ta przyslowiowa wieprzowina doczepiana do ustaw. Wyrugowanie jej stanowic bedzie krople w morzu innych wydatkow panstwa, jednak McCain opowiadal o tym swoim pomysle jako czyms co rozwiaze wszelkie problemy finansowe. W sprawach naprawde waznych tzn w polityce zagranicznej i ekonomicznej – nie proponuje zadnych zmian. Ludzie ktorzy kurczowo trzymaja sie tego co jest, chociaz widza ze prowadzi ono do katastrofy kieruja sie glownie obawa przed czyms nieznanym, nowym.
A jesli jeszcze te nie do konca sprecyzowane strachy zostana wykorzystane przez wyrachowanego i nie dbajacego o konsekwencje polityka to osiagaja one katastroficzne wymiary i przybieraja twarz czlowieka ktorego sie wskaze. Oczywiscie wiekszosc obywateli – o czym swiadcza skoki w notowaniach Obamy po kazdym takim wybryku kampani republikanskiej – dobrze rozumie gre ktora prowadzi McCain i odpowiednio je traktuje.
Jednak ludzie do ktorych stara sie dotrzec McCain i Palin to nie sa swiadomi obywatele, chodzi im o wzbudzenie emocji glownie tam gdzie one latwo daja sie wzniecic i gdzie moga przybrac najbardziej dramatyczna forme. W sfrustrowanych malych miasteczkach, u Joe-six-pack’a no i u Joe-the-plumbera, ktory marzy ze kiedys bedzie mial wlasny buzines z cwiercmilionowym zarobkiem, chociaz dotychczas nic w tym kierunku nie zrobil. Ale nie, przepraszam – juz zrobil pierwszy krok, wynajal autobus i jezdzi po kraju straszac innych plumberow – nomen omen, czarnym ludem czyli Obama.
Nalezy spodziewac sie ze pieniadze rowniez przyjda, nie z przepychania rur jednak. Bez wzgledu na to jak zakonczy sie kampania, Joe-the-plumber napisze ksiazke i zrobi film o tym jak trafil do wielkiej polityki. Tak, tak – do polityki, Joe-the-plumber juz zapowiada ze bedzie ubiegal sie o posade senatora. Ktos mi teraz powie ze kpie sobie z czlowieka pracy, ktory odnalazl swoje powolanie i pojechal autobusem aby temu powolaniu uczynic zadosc tzn pouczac o wyzszosci bialego nad czarnym. A to wcale nie tak, nie mialam zamiaru z nikogo kpic – jednak obecna kampania przekroczyla juz dawno granice dobrego smaku i trudno jest mowic rzeczowo i powaznie o tym cyrku medialno-politykierskim. Owszem ktos kto tego chce wylapie z przedstawienia ktore nam funduja kandydaci rzeczowa informacje. Zauwazy z poza zaslony wielkich slow i pospolitych wyzwisk czym rozni sie jeden kandydat od drugiego.
Mowilismy o tym wiele razy, kazdy zna juz je na pamiec. Za pozno aby teraz odkrecac to co kazdy juz wie i przy czym pozostanie. Nie wierze zeby istnieli w tym momencie jacys niezdecydowani, za wyjatkiem ktorzy od poczatku mieli wszystko w nosie a do wyborow i tak nie pojda.
Zamiast tego, zastanowimy sie nad kilkoma aspektami konczacej sie kampani. Na poczatek pytanie: Czemu sluza prymitywne proby zdyskredytowania kontrkandydata uzywane zamiast rzeczowej argumentacji? Najpierw Obama mial byc muzulmaninem, potem terrorysta, teraz o ile pamietam ma byc marksista. Czemu sluzy ta cala heca z redistributing wealth? Przeciez caly obecny system podatkowy to nic innego niz redistributing wealth. Bogatsi placa fiskusowi wiecej, biedniejsi mniej, zupelnie biedni nic. Czy to nie jest redistributing of wealth? To ze Obama proponuje inne parametry tego rozdzialu bogactwa nie robi z niego w najmniejszym stopnia wynalazcy podatkow. Tym nie mniej McCain z uporem wychodzi przed kamery raz po raz i powtarza z infantylna radoscia, ze on chce byc Comander in Chief a Obama ubiega sie aby zostac Redistributor in Chief. Czyzby nie zdawal sobie sprawy, ze wywoluje tym niesmak nawet u swoich zwolennikow. Oczywiscie nie u wszystkich, niektorzy – jak chocby Joe-the-plumber czerpia z tych glupich odzywek natchnienie i rosnie z tego sila jego przekonan. A skoro jestesmy przy podatkach, to przypomne ze kandydatka na wiceprezydentke w swoich publicznych wystapienia wysmiewa sie ze stwierdzenia Joe Bidena iz placenie podatkow jest czynnoscia patriotyczna. To ja sie pytam, nie jest czynem patriotycznym oddawanie czesci swoich zarobkow na rozmaite narodowe potrzeby wsrod ktorych lwia czesc stanowia potrzeby tu cytuje “naszych bohaterskich zolnierzy walczacych w Iraku, Afganistanie i gdziekolwiek indziej na swiecie gdzie potrzeba walczyc o wolnosc, demokracje itd”?
To moze – chcialoby sie zapytac pania Palin – te bohaterskie wyprawy nie sa az tak patriotyczne zeby na nie wysylac wlasnych synow? Zanim cos sie powie, wartoby pomyslec. No tak pomyslec a nie tylko sluchac co mowi Carl Rove.
Albo inny przyklad. Caly wtorek telewizje kablowe powtarzaly fragment wywiadu z obojgiem republikanow w ktorym najpierw McCain z wielkim przejeciem opowiadal o tym jak to ponoc Joe Biden mowil iz Obama nie jest przygotowany do prob jakie spotkaja go juz w pierwszych dniach prezydentury. Oczywiscie Biden mowil o tym ze Obama zostanie poddany takim probom a nie czy sobie z nimi poradzi. Po rewelacjach McCaina, pani Palin pospiesznie dorzucila ze to jeszcze nie wszystko, ze pani Albright rowniez wypowiadala sie negatywnie na temat mozliwosci Obamy w radzeniu sobie z sytuacja miedzynarodowa. Joe Binden zignorowal rewelacje pary republikanskiej, widocznie uznal ze ma wazniejsze sprawy do roboty niz tlumaczyc iz nie ma rogow ktorymi w dodatku bodzie swojego wspolkandydata. Jednak pani Albright wystapila na CNBC i sprostowala. Nigdy nic podobnego nie powiedziala – orzekla, wprost przeciwnie. Niby to nie jest wielka sprawa, ot takie tam male klamstewka rzucane w nadziei ze moze jednak ktos uwierzy. Niby nic a jednak sprawa jest bardzo znamienna. Jesli juz teraz, przed kamerami telewizji McCain i Palin sa w stanie powiedziec klamstwo, ktore przeciez kazdy moze natychmiast sprawdzic, to czego moga oczekiwac Amerykanie w sprawach ktore dziac sie beda za zamknietymi drzwiami Bialego Domu. Jakie klamstwa na temat podejmowanych decyzji w sprawie zycia i smierci milionow na swiecie sa oni w stanie nam zaserwowac. Dziwic sie nalezy przedewszystkim McCainowi, czlowiekowi ktory wiele wycierpial dla swojego kraju. Chociaz z drugiej strony …, moze za wiele wycierpial i teraz wydaje mu sie iz ogolnie przyjete normy moralne jego nie obowiazuja. Natomiast po Sarze Palin nie spodziewalismy sie niczego innego. Widzi ona rzeczywistosc w bardzo specyficzny sposob, w sposob ktory nie wiele ma wspolnego z ta jaka ta rzeczywistosc jest. Najlepiej mozna to bylo zobaczyc w momencie kiedy dowiedziala sie ze komisja badajaca jej zachowanie w sprawie wyrzucenia z pracy szefa policji, uznala iz Sarah Palin naduzyla wladzy dla prywatnych powodow . Po uslyszeniu werdyktu komisji kandydatka na wiceprezydenta wyrazila zadowolenie z faktu iz zostala oczyszczona z zarzutow. Nie trzeba wiele wiecej wiedziec o czlowieku aby po takim incydencie przestac mu ufac.
Slysze czasem od Panstwa, ze zbyt negatywnie wypowiadam sie o senatorze McCainie, ze to bardzo ucziwy i szlachetny czlowiek. Dlatego sprobuje wytlumaczyc skad sie wziela u mnie ta niechec.
Pierwsza rzecza, ktora zrazila mnie do McCaina byla jego wypowiedz na temat wojny w Iraku. Powiedzial iz Amerykanie powinni pozostac tam nawet 100 lat jesli bedzie to potrzebne. Przy czym wyjasnil ze oznacza to iz bedziemy z nimi sie bic dopoty dopoki odniesiemy zwyciestwo. Tego ostatniego jednak nie zdefiniowal – znajac jednak jego slynne ‘bomb, bomb, bomb Iran’ nalezy domyslac sie, ze zwyciestwo oznacza zbudowanie tzw.demokracji za wszelka cene. Jak w starym dowcipie o sowietach ktorzy obiecywali ze walczyc beda o pokoj na swiecie dopoki kamien nie pozostanie na kamieniu. Kazdy kto chociaz pobieznie zna historie wie, ze predzej uda sie zniszczyc wszystko co Irakijczycy zbudowali w ciagu tysiecy lat niz zmusic ich do demokracji na obraz i podobienstwo demokracji amerykanskiej. Ze o taka demokracje chodzi przekonali sie nie tak dawno Palestanczycy ktorzy w demokratycznych wyborach wybrali sobie wladze.
Inna sprawa ktora jeszcze poglebila moja niechec do mavericka McCaina byla jego odpowiedz na pytanie dziennikarza ktory chcial wiedziec dlaczego jego kampania jest malo merytoryczna i tak czesto obrzuca blotem przeciwnika. Otoz na to pytanie McCain z rozbrajajaca logika nastolatka ktory jeszcze wierzy ze jest najmadrzejszy na swiecie odpowiedzial, ze byloby zupelnie inaczej gdyby Obama przystal na jego propozycje tzw townhall meetings. Gdyby zrezygnowal z wlasnych pomyslow na prowadzenia kampanii i udal sie z McCainem w podroz po Ameryce . Mozna zrozumiec McCaina, iz nie bedac obeznanym z mozliwosciami dotarcia do wyborcy jakie daje wspolczesna technologia, wybral taki sposob przedstawiania Amerykanom swojego programu jak to sie robilo w czasach jego mlodosci. Jednak domaganie sie, zeby Obama porzucil wszystkie swoje plany i towarzyszyl McCainowi w jego pielgrzymce po Ameryca da sie porownac tylko do sytuacji w ktorej ktos kto nie potrafi jezdzic samochodem domaga sie aby nikt na drodze nie uzywal auta. Chyba przesadzilam z tym porownaniem, McCain potrafi jezdzic autem i ma ich prawie tyle co domow, ale to juz inna sprawa.
Potem nastapila cala seria coraz bardziej kompromitujacych wypowiedzi senatora z Arizony, ktorych chyba ze wzgledu na szacunek nalezny ludziom starszym nikt nie probowal – wiec ja tez nie bede – tlumaczyc.
Podobne przyklady mozna by mnozyc dlugo jeszcze, przyklady pochodzace bezposrednio od kandydatow i od ich tak zwanych surogatow. A takze z akcji rozsylania emaili i listow majacych nam uswiadomic niebezpieczenstwo ktore nas czeka jesli prezydentem zostanie on, Obama – ucielesnienie wszelkiego zla. Codziennie otrzymuje kilkanascie takich przesylek, w tym rowniez w jezyku polskim. O niektorych Panstwu mowilem, wiekszosc nie zasluguje nawet aby je doczytac do konca.
Chcialam tylko wspomniec o jednym typie listow pisanych po polsku, powtarzajacych sie coraz czesciej – jak gdyby nadawcy wyczuli ze my Polacy, glownie katolicy w koncu, jestesmy bardzo podatni na ten argument. Chodzi o aborcje. Odwieczny argument wysuwany kiedy juz zaden inny nie skutkuje. Co najciekawsze ten argument wysuwaja najczesciej ludzie ktorzy w chwili kiedy Jan Pawel II wypowiadal sie przeciwko wojnie w Iraku mowili: niech papiez zajmie sie pedofilami wsrod ksiezy a nie wtraca sie do polityki.
Teraz nagle nakazy naszej wiary staje sie dla nich bardzo wazne. To tak na marginesie. A teraz troche faktow dotyczacych aborcji. Podczas kadencji Ronalda Reagana ilosc aborcji wzrosla i osiagnela swoje apogeum 1.6 miliona rocznie za czasow Busha seniora. W okresie prezydentury Billa Clintona ilosc aborcji zmniejszyla sie o 300 tysiecy rocznie. Spadek ten zostal zahamowany w czasie obecnej republikanskiej prezydentury, a wsrod nastolatek i biedoty nastapil ponowny wzrost ich ilosci. Badania organizacji Zjednoczeni Katolicy (United Catholics) z 2007 pokazuja, ze niskie bezrobocie, wieksza dostepnosc do ubezpieczenia zdrowotnego i innych programow spolecznych bardziej wplywaja na zmniejszenie ilosci aborcji niz zmniejszenie ilosci miejsc gdzie mozna dokonywac tych aborcji. Badania pokazaly tez, ze redukcja ilosci aborcji udaje sie bardziej poprzez rozwiazywanie problemow tkwiacych u podloza niz przez ograniczenie dostepu do uslug aborcyjnych. Pojawiaja sie od czasu do czasu wypowiedzi ksiezy, nawet jeden biskup slyszalam ze zabral glos w sprawie wyborow i mowia ze nie nalezy glosowac na Obame ze wzgledu na to iz demokraci sa – jak to sie mowi pro-choice. Zamiast wyrazac wlasna opinie i narazac sie niektorym ksiezom – w tym rowniez ksiedzu z Trojcowa, ktory opowiada ze pomoc pieskom i kotkom jest mi blizsza niz pomoc ludziom, zamiast tego zacytuje fragment komunikatu Synodu Biskupow USA z listopada 2007r. Dokument ten mowi: „Bez wzgledu na to co uslyszycie lub przeczytacie, powinniscie wiedziec ze niniejszy dokument stanowi oficjalny wykladnik kosciola na temat tego jak wierzacy katolik powinien podchodzic do swoich obywatelskich obowiazkow. Jesli ktokolwiek powie wam na kogo glosowac i ze takie jest stanowisko kosciola, wiedzcie ze jest to nieprawda.â€
I dalej nastepuje dlugie i formalne wyliczanie i uzasadnianie jak wierzacy katolik powinien podchodzic do glosowania kiedy niektore z pogladow kandydata nie zgadzaja sie z jego sumieniem. Da sie to w skrocie opowiedziec tak:
„Katolicy moga glosowac na kandydata pro-choice. Jako katolicy nie jestesmy wyborcami ktorzy glosuja tylko na jeden postulat wyborczy. Wyborca powinien oceniac kandydata biorac pod uwage wszystkie jego zobowiazania, jego charakter, prawosc i sile argumentow. W koncowym efekcie decyzje kazdy musi podjac w zgodzie z wlasnym sumieniem. Katolik ktory odrzuca jedno stanowisko kandydata jako niezgodne ze swoimi moralnymi przekonaniami, moze jednak glosowac na tegoz kandydata z innych powodowâ€.
Wiem ze istnieje grupa sluchaczy ktorych nie przekonalam tym co powiedzialam. Im – chociaz z wielkim zapalem szafuja haslami pro-choice i pro-life – wcale nie chodzi o aborcje lub jej zakaz. Jesli wybije im sie z reki, czy raczej z glowy ten argument, natychmiast znajda nowy. Nigdy nie przyznaja publicznie ze u podloza ich decyzji wyborczej jest zwyczajny rasizm: grzech o ktorym Jan Pawel II mowil iz jest zniewaga Boga.
Teraz opowiem o wlasnej przedziwnej ewolucji ktora mnie, zagorzala kiedys republikanke zaprowadzila na manowce czyli do decyzji zeby jednak zaglosowac na kandydata wysunietego przez demokratow.
Nie bede poraz kolejny opowiadac Panstwu o tym jak bardzo rozczarowal mnie Bush swoim odejsciem od obietnic przedwyborczych a zwlaszcza swoja awanturniczo-kowbojska polityka zagraniczna. To juz stare dzieje, kadencja tego chyba w sumie dobrego, chociaz bardzo slabego czlowieka dobiega do konca. Historycy kiedys wytlumacza w jaki sposob udalo mu sie sprzeniewierzyc bogactwo moralne i materialne jakim cieszyla sie Ameryka w chwili kiedy skladal przysiege. Prawnicy byc moze wczesniej osadza go jako czlowieka ktory oklamal swoj narod dla wciagniecia go w wyniszczajaca i niepotrzebna wojne. Byc moze jesli nie on, to chociaz zly duch jego prezydentury –Dick Cheney, powinien ku przestrodze przyszlych prezydentow spedzic reszte swojego zycia w w wiezieniu. Ku przestrodze wszystkim tym ktorzy za swoim urzedem chowaja sie przed odpowiedzialnoscia za zbrodnie ktore popelnili. Jak mowilam – to dla nas wyborcow przeszlosc, ktora nie powinna w tym momencie miec duzego wplywu na decyzje ktora podejmiemy we wtorek. Nie jest prawda iz od samego poczatku popieralam Obame. Na poczatku byl Ron Paul, republikanin ktory obiecywal zerwanie z dotychczasowa polityka, obiecywal przywrocenie prawdziwie republikanskich wartosci w partii. Sam fakt, ze tak szybko wyeliminowano go z wstepnej gry dal wielu, nie tylko mnie do zrozumienia ze partia republikanska jaka znalismy juz nie istnieje. Juz nie istnieje silna partia republikanska mowiaca zdecydowanym glosem o swoich niepodwazalnych wartosciach. Juz nie istnieje partia z nadzieja patrzaca w przyszlosc zamiast ze strachem szukac zagrozenia z kazdej strony. To co dzisiaj dominuje po prawej stronie sceny politycznej to jakies nie dajace sie blizej okreslic gremium ludzi nie potrafiacych nikomu przewodzic ani oprzec sie infiltracji przez sily zupelnie im obce. Popatrzmy jak latwo przyszlo tzw neokonserwatystom przejac kontrole nad republikanskim Bialym Domem. Przypomnijmy sobie ostatnie glosowanie w Kongresie w sprawie pakietu ratunkowego dla zagrozonej ekonomii. Republikanski prezydent ktory wyszedl z ta inicjatywa musial polegac na Demokratach, gdyz jego wlasna partia nie byla w stanie zdecydowac sie po ktorej jest stronie. Popatrzmy na prawybory po stronie republikanskiej. Pomijajac juz kandydatow ktorzy z GOP nie mieli nic wspolnego, jak np Guiliani – popatrzmy kogo w koncu wybrano. Senatora ktory musial wyrzec sie wielu swoich wczesniejszych przekonan, zeby nabrac chociaz powierzchownego wygladu republikanskiego. I kto jest jego nieodlacznym towarzyszem, doradca i podpowiadaczem? Joe Liberman – Demokrata ktory z koniunturalnych powodow mianowal siebie niezaleznym politykiem. Byc moze obecna porazka pozwoli partii republikanskiej otrzasnac sie z marazmu, odrzucic obce jej sily ktore niczym kon trojanski zaatakowaly ja podstepnie od wewnatrz, powroci do korzeni i odzyska wyborcow.
A poki co – nie dajmy sie zwariowac. To sa tylko wybory. Nie ulegajmy histerii i spokojnie we wtorek udajmy sie do urn wyborczych i zaglosujmy, kilka razy – tak jak to my chicagowianie mamy we zwyczaju od pokolen: vote early, vote often. Just kidding, tylko zartowalam – zaglosujmy raz ale za to dobrze.
Oct 312008