(==>audio< ==)I znow minely wakacje, moje wakacje. I znow dochodze do wniosku, nie mojego wniosku, ze jest wiele powodow ku temu zeby na chwile oderwac sie od codziennej rutyny doroslego zycia, zeby zapomniec o radiu, gazetach, telewizji a nawet zeby przestac plotkowac droga telefoniczna, elektroniczna czy przy pomocy listonosza. Bo tak normalnie to zyjemy z dnia na dzien poganiani niezbywalnymi obowiazkami, ktore naklada na nas szef albo ktore co gorsza sami sobie narzucamy. W tym bezmyslnym kieracie – bo kiedy myslec, kiedy czasu ciagle brakuje – dochodzimy w koncu do przekonania, ze jesli nasz nieustanny wysilek ustanie na chwile, to stanie sie cos strasznego. W naszym osobistym zyciu, w pracy i wogole caly swiat sie moze zawalic. Wybuchnie nowa wojna lub do rzadow w Polsce dojda komunisci lub ich koledzy. Bezrobocie wygoni tlumy nedzarzy na ulice, pozbawieni opieki medycznej chorzy beda umierac bez potrzeby a ze zgryzoty ze nie bedzie co jesc wypadna nam wlosy lub posiwieja. Jestesmy tego mniej lub bardziej swiadomie pewni i to trzyma nas kurczowo w kolowrotku codziennego wysilku.
Potrzeba az wakacji zeby ujrzec na nowo iz swiat pedzi swoim torem nie zwracajac uwagi na to czy kazdy z nas uczestniczy w inspirowanym przez niego wyscigu … myszek. Ja wiem, w takich przypadkach nalezy mowic o wyscigu szczurow, jednak kobiecie nie przystoi tak po mesku, wiec pozostane przy myszkach. W koncu myszka to nawet sympatyczne stworzonko, a szczur … brrr, lepiej przestane zanim ktos mnie upomni ze znowu wywoluje wilka z lasu. Wracam wiec do wakacji a raczej do mysli ktore ich koniec przywoluje. Chwilowy bezruch powoduje ze jak na dloni widac cala goraczkowa krzatanine dookola. Jeden przez drugiego stara sie krzatac bardziej owocnie, bardziej slusznie a przedewszystkim zeby inni zauwazyli. A przeciez ci inni zajeci wlasnym krzataniem albo ukrywaniem faktu ze tego nie robia nie moga ich podziwiac. I nastepuja dasy i fochy i obrazanie sie. I jeszcze wiekszy wysilek, bo moze nie dosyc sie krzatam, moze dlatego nie klaszcza, co najwyzej gwizdaja.
Jaki stad wniosek, zapytacie Panstwo? Czyzbym propagowala nierobstwo, zycie na kredyt ktorego nie zamierzamy splacic lub na welfare czyli zjadajanie owocow pracy blizniego swojego? Nic podobnego. Owszem, przyznaje taka postawa rownie popularna jest jak ta o ktorej wczesniej mowilam, i wielu jest takich ktorzy nie szczedza wysilkow aby udowodnic wyzszosc moralna pasozyta nad wszystkim co zyje. A przeciez kazdy widzi, ze to postawa ze wszech miar szkodliwa i nie trudno zgadnac jak wygladalby swiat w ktorym pasozyty wodzilyby prym. Oczywiscie chodzi mi o ilosc, bo ze pasozyty wioda prym to kazdy wie. Nawet jesli nie holduje zadnym zakazanym teoriom, to wie. Jest to jedna z tych prawd, ktora kazdy zna lecz sadzi ze o niej mowic nie wypada. W tym miejscu oczekuje od skonfundowanego sluchacza ‘No to jak zyc? ‘ zapytania. Nikt nie pyta? Nie szkodzi, i tak powiem? To zaden sekret. Juz starozytni Chinczycy mowili o srodku drogi. Jesli sie nie chce wpasc do przydroznego rowu, lepiej isc srodkiem drogi. Nie byc zawada w marszu ludzkosci ku swietlanej przyszlosci, ale tez nie probowac byc ciagle na czele. Raz ze sil nie stanie, a dwa – nikt nie jest tak madry by wiedziec gdzie ta swietlana przyszlosc, ziemia obiecana lezy. A latwo jest uwierzyc we wlasne poslannictwo, pelno dookola takich poslannikow. Strasznych i smiesznych. Z perspektywy historii smiac sie latwo, ale dopoki marsz wytyczaja to tylko zgroza i strach. W tym miejscu moglabym powiedziec i tym ponurym akcentem … itd, ale zamiast tego powiem, ze odkrylam iz czlowiek ma wrodzona potrzebe zycia w zgodzie z religia. Jesli prawdziwej wiary mu zabraknie to zeby zyc – musi ja sobie stworzyc. Uwierzy z cala moca, w globalne ocieplenie, ochrone wielorybow, zbieranie znaczkow lub pieniadzy czy nawet w partie polityczna. No bo musi miec jakis powod zeby tak nieustannie sie krzatac. Jak juz znajdzie ten cel w zyciu to bedzie zyl zadowolony. Jesli zas bedzie mial szczescie przy tym to nawet bedzie zyl szczesliwie. “Czy o to w zyciu chodzi?’ – zapyta lub nie moj hipotetyczny sluchacz, a ja natychmiast odpowiem: A skad niby ja mam wiedziec? Nawet gdybym wiedziala, to kto mi dal prawo zeby innych nawracac? Lepiej zebysmy pozostali przy wspolnym rozwiazywanie naszych problemow. Tak bedzie bezpieczniej i razniej. Nikt nie bedzie sie smial ani obrazal. I tym optymistycznym akcentem zegnam sie z Panstwem do niedzieli.
Sep 282007